poniedziałek, 30 grudnia 2013

O wibrato i głosu wibrowaniu


Prawidłowe naturalne wibrato, to takie zjawisko, w czasie którego głos przechodzi między dwiema bardzo bliskimi sobie częstotliwościami, które odbieramy jako jeden pulsujący dźwięk. Zmiana częstotliwości dźwięku nie jest ani za duża ani za mała. Odbywa się w taki sposób, że rozpoznajemy konkretny dźwięk a nie dwa różne czyli w naszej kulturze muzycznej nie może przekroczyć najmniejszej odległości jaką jest półton. Wibracja nadaje specyficznego ciepła głosowi a prawidłowo wykonana daje wrażenie dobrej intonacji. Wbrew temu co może się wydawać, naturalne wibrato nie jest czymś bezpośrednio wyuczonym w trakcie długich i żmudnych ćwiczeń. Wibrato, to fizjologiczna reakcja mięśni, które po czasie napięcia potrzebują odpocząć. Te chwile ciężkiej pracy mięśni, przedzielone odpoczynkiem powodują, że słyszymy głos przyjemnie drgający. Dzieje się tak oczywiście wtedy, gdy głos jest prawidłowo postawiony czyli zachowany jest balans między oddechem a zwarciem wiązadeł głosowych. Zatem jeśli głos jest prawidłowo postawiony wibrato pojawi się jako tego naturalna konsekwencja. Chociaż z naukowego punktu widzenia, nie zostało jeszcze dokładnie poznane źródło powstawania wibrato, to przyjmuje się, że główną jego funkcją jest ochrona wiązadeł głosowych, wszak to niezbyt duże mięśnie. W trakcie naturalnego wibrato nie widzimy znaczących ruchów mięśni krtani, ani żuchwy ani innych części traktu głosowego. Oczywiście pod warunkiem, że wokalista nie dodaje takich ruchów od siebie np.: machania żuchwą jak to czyniła Whitney Houston w „I will always love you” skądinąd pięknie śpiewając… W czasie badań nad wibrato zaobserwowano ruchy praktycznie w całym trakcie głosowym (wiązadła, gardło, język) ale są one bardzo subtelne i nie powinny być widoczne. Krtań pozostaje relatywnie stabilna. Dodanie od siebie dodatkowych ruchów powoduje, że głos jest chwiejny lub wpadamy w brzydkie tremolo lub uzyskujemy efekt, które może się podobać, jednak nie jest to wibrato. Mógłbym rzec, że jeśli chce się mieć ładne wibrato, to trzeba się skupić nad prawidłowym wydobyciem dźwięku, odpowiednim atakiem, odpowiednim gospodarowaniem powietrzem i podparciem. To oznacza, że miast skupiać się nad tym jak osiągnąć pięknie wibrujący głos, lepiej jest siąść do ćwiczeń wspomagających prawidłowe, zdrowe wydobycie dźwięku. 

Generalnie w literaturze trudno znaleźć ćwiczenia na uzyskanie naturalnego wibrato, bo ono jak napisałem wcześniej powinno pojawić się samo. Richard Miller w książce „Solution for Singers”, podaje ćwiczenie, które może pomóc w uruchomieniu wibrato. Ćwiczenie jest bardzo proste i niepozbawione humoru. Polega na udawaniu ducha. Tak jak w dzieciństwie. Robimy glissando czyli taki ślizg po dźwiękach od dołu do góry i na górnych dźwiękach naśladujemy ducha przykładowo na  samogłosce „u” z takim latającym w górę i w dół dźwiękiem. Można dodać odpowiednią postawę z wyciągniętymi rękami i postraszyć trochę siebie przed lustrem lub resztę familii… 

Innym ćwiczeniem bardziej mentalnym jest wyobrażanie sobie w trakcie śpiewania pojedynczej nuty, szybko odbijające się piłki. Niektórym takie ćwiczenia myślowe pomagają, więc warto poćwiczyć.  Jednak trzeba pamiętać, że naturalne wibrato to efekt prawidłowo pracujących wiązadeł głosowych i skupić się na ćwiczeniach poprawiających wydobycie. 

W Complete Vocal Technique (CVT) wibrato opisane jest jak efekt wokalny. Rozróżnia się dwa jego rodzaje. Podział ten wynika ze sposobu uzyskiwania efektu: może powstać na poziomie wiązadeł głosowych lub na skutek ruchu mięśni krtani. Z mojej perspektywy są to efekty podobne do wibrato, ale nie są wyznacznikiem naturalnego zachowania naszego organizmu. Poniżej opiszę je krótko.

Pierwszy efekt to „Hammer vibrato”,powstaje na poziomie wiązadeł głosowych. Charakteryzuje się ono silną pulsacją dźwięku i trochę jest podobne do brzmienia karabinu maszynowego czy dźwięków wydawanych beczącą owcę czy kozę. Usłyszeć tego rodzaju wibrowanie można w muzyce arabskiej czy flamenco. W swoim „Non, je ne regrette rien” Edit Piaff również mocno strzela z karabinu, podobnie wibrował również Charles Aznavour (do wyszukania na youtube). Z naszego podwórka to tego typu wibrato znajdziemy u Michała Bajora. Jeśli ktoś lubi takie efekty, to najprościej je ćwiczyć naśladując karabin maszynowy. Ćwiczone pulsacje powinny być równe i delikatne. Trzeba uważa, by wszystko odbywało się lekko i nie obciążało głosu a przede wszystkim, by nie przesadzić z ilością efektu. Innym prostym ćwiczeniem jest szybkie wdychanie i wydychanie powietrza. Hammer vibrato może być ciekawym efektem, ale nadmiarowo użyte raczej do przyjemnych nie należy. Oczywiście to rzecz gustu.

Drugi rodzaj wibrato wyróżniany przez CVT to „Laryngeal vibrato”, które powstaje przez poruszanie krtanią w górę i w dół. Przy dużym rozluźnienie może pojawić się poruszanie żuchwą czy nawet głową. Wibrato nie jest tak szybkie jak „hammer” raczej dość wolne w brzmieniu. Jak na moje ucho najczęściej można spotkać je w kościele, gdy panie i panowie nadgryzieni zębem czasu, oddają się sztuce wokalnej. Wibrują mocno. Czy ładnie, to rzecz gustu. Czasem takie wibrato użyte z odpowiednim smakiem może dodać uroku utworom o czym wiedzą jazzmani i bluesmani często z niego korzystający. Ćwiczyć można przez równe powtarzanie dwóch dźwięków np:. E-F i stopniowe przyśpieszanie wibracji oraz zmniejszanie odległości między dźwiękami do ćwierćtonów i mniej, aż słyszalny będzie jeden dźwięk. Można takie ćwiczenia robić z metronomem zaczynając od ćwierćnut, przez triole, ósemki etc. i sukcesywnie zwiększając tempo. 

Często można również zaobserwować wibrowanie lub drżenie głosu, które wynika ze słabego podparcia wokalnego. W takich przypadkach wibracja jest nieintencyjna i najlepiej jest się jej pozbyć pracując nad podparciem oddechowym. Można robić proste ćwiczenie polegające na wydobyciu pojedynczych dźwięków bez wibrato śpiewając poszczególne dźwięki np.: ze skali durowej. Gdy już pojedynczy dźwięk nie sprawia kłopotów dodajemy kolejny aż będziemy umieć śpiewać pełne frazy bez drżenia. 

Podsumowujące, naturalne wibrato pojawi się, gdy prawidłowo postawimy głos, gdy wydobycie dźwięku będzie połączeniem energii, odpowiedniego podparcia, zwarcia wiązadeł głosowych oraz generalnie luzu (ale bez przesady). Wibrato w postaci efektu nie jest tym do czego dążymy, ale waro się tego nauczyć, bo może pozwolić na ciekawe efekty artystyczne. 

Pewnie po przeczytaniu powyższego, ci którzy szukają narzędzia umożliwiającego szybkie nauczenie się wibrato będą rozczarowani. No cóż, czasem nie ma ścieżek na skróty. W przypadku wibrato najlepszym narzędziem jest cierpliwość. Spokojne ćwiczenie głosu tak by jak najlepiej rezonował, połączenie podparcia i zwarcia wiązadeł głosowych wraz z rozwojem muzycznym doprowadzi do pojawienia się wibrato. Można oczywiście stosować efekty, które opisałem ale one mają raczej znaczenie artystyczne i z naturalnym wibrato nie mają wiele wspólnego. 

Śpiewnie pozdrawiam. :)

środa, 6 listopada 2013

O porannym głosie

Jesień przyszła, zimno się robić zaczyna a to oznacza, że ogrzewanie w mieszkaniach będzie pracowało pełną parą. To przypomniało mi, że nie obędzie się bez negatywnego wpływu na głos. Jesienią generalnie, będzie trudniej zachować dobrą formę wokalną. Na wszelkie przeziębienia, wirusy i bakterie uważać trzeba będzie. Jesienią a już najbardziej zimą, gdy ogrzewanie pracuje, mocniej odczuwam coś, co zwykło się zwać „poranny głos” czyli głos brzmiący niżej niż zwykle. Przypadłość te dotyka każdego, więc warto wiedzieć jakie są jej najczęstsze przyczyny i jak sobie z nią poradzić. 

„Poranny głos” to przejściowy stan obniżenia głosu najczęściej wynikający z wysuszania śluzówki wiązadeł głosowych w czasie snu. Oczywiście przyczynami porannego obniżenia a raczej zachrypienia głosu mogą być również inne czynniki, takie jak wieczorna, zakrapiana alkoholem impreza, choroba refluksowa przełyku czy nadmierne obciążenie głosu. Zarówno alkohol jak i nadmierne obciążanie można w pewnym stopniu wyeliminować, bo to zależy od nas. Choroba refluksowa, to znaczący problem, nie tylko dla wokalistów, więc bez pracy z lekarzem niestety się nie obejdzie. Problemu „porannego głosu” jednak nie usuniemy, bo to fizjologia. 

W nocy, gdy śpimy, powietrze, które wdychamy często śpiąc z otwartymi ustami, wysusza śluzówkę wiązadeł głosowych powodując również ich delikatne obrzmienie. Dodatkowo, ze względu na fakt nieużywania głos w czasie snu, niektórym się zdarza ale raczej nieświadomie, trochę śluzówki zbiera się w aparacie głosowym. Ten nadmiar nie służy pięknu głosu. W dzień, gdy działamy i mówimy śluzówka jest na bieżąco wymieniana dając możliwość prawidłowej pracy wiązadłom. Bez śluzówki wiązadła nie mogą właściwie drgać a będąc obrzmiałe drgają z niższą częstotliwością. Objawia się to lekkim „zamuleniem” brzmienia głosu, niższym jego brzmieniem i czasem lekkim zachrypnięciem. Gdy rano budzimy się po kilku godzinach wiązadła muszą wrócić do swojego normalnego stanu. Aby tak się stało organizm musi mieć czas na odpowiednie nawilżenie i powrót do działania. Generalnie, to nie możemy wiele z tym zrobić. Powrót do normalności nie jest jednakowy dla wszystkich. Jedni wracają szybciej inni wolniej. To dość indywidualne.

Najlepszym działaniem na wszelkiego rodzaju zagrożenia jest prewencja. Chociaż tak jak pisałem nie można wyeliminować w pełni „porannego głosu”, to jednak można ograniczyć w pewnym stopniu, które mogą go pogłębiać. 

Poniżej parę rad.
  • Zgodnie z przysłowiem „jak sobie pościelisz tak się wyśpisz” dobrze jest zadbać o warunki w jakich śpimy. Jeśli wilgotność spadnie poniżej 45% koniecznie trzeba uruchomić nawilżacz. Zimą wskazane jest aby pracował jak najczęściej, bo pomoże zmniejszyć prawdopodobieństwo wystąpienia chorób górnych dróg oddechowych. Gdy jest zbyt sucho, to gorzej się śpi a sen daje wypoczynek wiązadłom głosowym. Dobrze też jest przed snem nie objadać się. Po pierwsze ze względu na zagrożeniem wzrostem wagi, po drugie żołądek powinien odpoczywać w nocy, co wpłynie na jakość snu, a po trzecie, objadanie się przed snem powoduje wzrost prawdopodobieństwa wystąpienia choroby refluksowej. 
  • Prosto po obudzeniu dobrze jest wypić szklankę wody. Nie pomoże od razu, ale pozwoli przeczyścić gardło z nadmiaru śluzówki i wpłynie pozytywnie na nawilżenie wiązadeł. Niestety aby nawodnić organizm trzeba czasu i szklanka wody cudu nie uczyni. Nie ma też sensu pić więcej, bo prócz pełnego żołądka niewiele uzyskamy. Nie ma też zbytnio sensu oczyszczanie traktu głosowego z nadmiaru śluzu poprzez odchrząkiwanie. Sam proces oczyszczania powoduje, że na miejsce usuniętej pojawia się nowa, dodatkowo przy mocnym odchrząkiwaniu podrażniamy wiązadła a to powoduje wzmożone wytwarzanie śluzówki i koło się zamyka. 
  • Skoro napisałem o wodzie to napiszę o również innych płynach. Jeśli chcemy w miarę szybko pobudzić głos, niestety lepiej przełożyć wypicie ulubionej filiżanki kawy na jakieś dwie godziny po obudzeniu. Trudne, ale kawa pobiera wodę z organizmu a to nam nie pomoże w przywróceniu głosu do normalności. Jeśli już kawa konieczna jest do rozbudzenia, to dobrze popijać ją wodą. Soki i mleko powodują większe wytwarzanie śluzu. To również nie służy głosowi, bo nadmiar trzeba usunąć co powoduje chęć odchrząkiwania. Niektórzy piją wodę z cytryną, ja akurat preferuję wodę z dwiema łyżkami octu winnego, bo ma pozytywne działanie na pracę układu pokarmowego i spalanie tkanki tłuszczowej. O alkoholu nie będę pisał nic prócz tego, że picie rano nie ma najmniejszego sensu w kontekście dbałości o głos. 
  • Mówienie rano powinniśmy zaczynać raczej od delikatnych ale dobrze postawionych dźwięków. Unikamy szeptania, które nie służy śluzówce. Dobrze jest mówić, bo to pobudza wiązadła do pracy, ale pobudzanie powinno być stopniowe. Nie ma sensu wchodzić w długie dyskusje, by uniknąć dodatkowego podrażnienia wiązadeł. Wielu ludzi rano nie ma ochoty na rozmowę, więc lepiej się nie narażać. Bywa, że „poranny głos” bardziej nam się podoba niż nasz naturalny, bo brzmi przykładowo bardziej radiowo. Może to budzić pokusę utrzymania takiego brzmienia stosując różne zabiegi. Nie ma to sensu. Sztuczne obniżanie głosu jest najczęściej przyczyną problemów. Natura daje każdemu inny głos i najlepiej jest zaakceptować, to co się otrzymało.
  • Jeśli mamy nieodpartą potrzebę śpiewania, najlepszym miejscem jakie w tym celu możemy wykorzystać jest łazienka z kabiną prysznicową. W czasie porannego prysznica warto delikatnie pośpiewać zaczynając od murmuranda. Kabina prysznicowa prócz dobrej akustyki ma jeszcze zaletę w postaci ciepłej i wilgotnej atmosfery, która pomaga udrożnić drogi oddechowe. Ze śpiewaniem lepiej nie przesadzać, bo póki wiązadła nie wrócą do normalnego stany wysokie C brzmi raczej dość marnie, o ile brzmi w ogóle. Ćwiczenia wokalne najlepiej zostawić na późniejszą porę a przynajmniej nie wcześniej niż dwie godziny (orientacyjnie) po obudzeniu. 
  • Ponieważ po obudzeniu zwykle jesteśmy dość niemrawi, dobrze jest pobudzić organizm do życie jakąś drobną gimnastyką, to doda wigoru i lepiej się poczujemy. Pobudzone mięśnie również lepiej wspierają śpiewanie.

Jeśli ktoś zna inne sposoby radzenia sobie z „porannym głosem”, to zachęcam do podzielenia się. 


Śpiewnie pozdrawiam. :)



poniedziałek, 21 października 2013

Ćwiczenie Farinelliego - Farinelli maneuver


Dzisiaj opiszę ćwiczenie oddechowe, ale oczywiście nie jest jego celem nauczenie się oddychania, bo to umiemy od momentu, gdy pierwszy haust powietrza rozszerzył na pęcherzyki płucne. Celem jest wzmocnienie dolnej partii mięśni wykorzystywanych przy oddychaniu a przede wszystkim uzyskanie dobrej kontroli nad oddechem, tak aby uzyskać zdolność wyśpiewania bardzo długich nut. 

Taką zdolność ponoć posiadał Carlo Broschi zwany Farinellim. Czy tak było trudno powiedzieć, bo Farinelli żył w czasach, gdy nie było rejestratorów dźwięku i jedynie możemy opierać się na zeznaniach współcześnie żyjących miłośników jego talentu. Farinelli był kastratem czyli śpiewakiem władającym głosem zbliżonym do sopranu lub altu. Niestety kastraci posiadali taki głos ze względu na fakt chirurgicznego usunięcia jąder, co do humanitarnych czynności nie należało. Z artystyczną wizją tego jak śpiewał Farinelli można się zetknąć słuchając ścieżki dźwiękowej z filmu „Frainelli - ostatni kastrat” (http://www.filmweb.pl/film/Farinelli%3A+ostatni+kastrat-1994-1228). Ów Farinelli w czasach swego życia potrafił wyśpiewać dużą liczbę nut na jednym oddechu, ponoć nawet 150, co wydaje się nie lada wyzwaniem dla każdego. Osiągnął to między innymi stosując pewne ćwiczenie, które mimo, że nie było przezeń wymyślone, to dzięki jego sławie zyskało jego imię.

Cóż takiego robił Farinelli? Bazując na opisie z książki Richarda Millera Solutions for Singers (http://www.amazon.com/Solutions-Singers-Tools-Performers-Teachers/dp/0195160053) w prostych słowach ćwiczenie polega na pobraniu powietrza w odpowiednim odcinku czasu (na początku liczymy w myślach do czterech lub używamy metronomu do liczenia ), utrzymanie go przez ten sam odcinek czasu oraz uwolnienie powietrza również w tym samy odcinku czasu i rozpoczęcie następnego cyklu ale wydłużając go np. Przez liczenie do 5, 6, 7 etc.. Praktycznie ćwiczenie można zrealizować przykładowo w taki sposób.

1. Ustawiamy metronom na tempo 60 uderzeń na minutę lub jeśli brak pod ręką metronomu, to patrzymy na sekundnik zegarka i liczymy w myślach do 4. Dobrze korzystać z metronomu, bo to pozwala narzucić dyscyplinę w ćwiczeniu a co za tym idzie, nie będzie nudno.
2. Przez pierwsze 4 uderzenia (4 sekundy) nabieramy powietrza używając mięśni brzucha i żeber. Powietrze bierzemy spokojnie w równym tempie nie śpiesząc się i uważając by nie uruchomić górnej części klatki piersiowej. Wszystko to zachodzi najwyżej do wysokości mostka.
3. Gdy już mamy powietrze w płucach zatrzymujemy oddech. I tu jest jedna z trudności. Nie robimy wstrzymania oddechu w gardle! Ważne jest aby powietrze zostało powstrzymane przez utrzymanie mięśni brzucha i żeber w pozycji nie pozwalającej na wydech. Taką pozycję utrzymujemy przez kolejne 4 uderzenia metronomu czyli 4 sekundy.
4. Następną fazą jest faza wydechu. Odbywa się ona bezgłośnie. Trzeba zwrócić uwagę na to, że wiązadła głosowe cały czas są rozluźnione i w pozycji nieprzygotowanej do śpiewu. To jest ciche ćwiczenie. Oczywiście faza ta również trwa 4 sekundy/4 uderzenia metronomu. Uczymy się utrzymać powietrze dolnymi mięśniami, co je dodatkowo wzmacnia.
5. W następnym kroku miast liczyć do 4 liczymy do 5 i pobieramy powietrza, ale dokładnie tyle samo powietrza jak wcześniej, co oznacza że musi się to odbywać odpowiednio wolniej. Nie bierzemy więcej powietrza, bierzemy dokładnie tyle samo ile przy liczeniu do 4. Przy tym robimy to spokojnie w równym tempie. 
6. Następnie powtarzamy ćwiczenie cykl po cyklu zwiększając czas do 6 s, 7 s itd. Zgodnie z tym co pisze Miller, 10 s jest wystarczającym celem.  Zwracamy uwagę na to, by przy każdym zwiększeniu czasu poszczególne kroki odbywały się równie spokojnie. Szczególnie przy przejściu z fazy wydechu do fazy wdechu może to być trudne (może pojawić się pokusa wzięcia powietrza pełną piersią). Trzeba kontrolować wdech tak by odbywał się równie spokojnie jak przy rozpoczęciu ćwiczenia. 

Ćwiczenie nie jest łatwe, ale przynosi wymierne korzyści. Najlepiej je ćwiczyć codziennie. Nie wymaga jakiś szczególnych warunków, wystarczy prosto stanąć a ponieważ jest ciche, to i sąsiedzi nie powinni mieć nic przeciwko. Po zakończeniu ćwiczenia dobrze jest spróbować zaśpiewać trochę długich fraz tak by sprawdzić czy robimy postępy.

Powodzenia!

Śpiewnie pozdrawiam. :)

poniedziałek, 23 września 2013

O klasyfikacji głosów

Zadziwia mnie jak wiele czasu i energii młodzi ludzie, będący na początku drogi śpiewaczej, poświęcają uzyskanie informacji jakim są typem głosu. Pytanie o typ głosu oczywiście jest zasadne, o ile w przyszłości chcemy zajmować się śpiewaniem operowym. Jednak, gdy celem jest rockowe wydzieranie, to po cóż nam wiedza o typie głosu? Wiedzy nigdy za wiele, ale chociaż warto wiedzieć dlaczego coś powinniśmy wiedzieć i do czego ta wiedza może być użyta…

Na początek powiedzmy coś o klasyfikacji głosów. Dlaczego i w jakim celu się jej używa. W muzyce klasycznej a dokładnie mówiąc w operze, świadomość rodzaju głosu jest ważna z jednego podstawowego powodu - pozwala uniknąć sytuacji, gdy śpiewak musiałbym śpiewać role, które są fizjologicznie niemożliwe dla niego do udźwignięcia. Jak wiadomo rodzimy się z różnymi głosami, jedne są wyższe inne niższe, jedne jaśniejsze inne ciemniejsze, jedne cięższe a jeszcze inne lżejsze. Prócz skali są to wszystko dość subiektywne określenia głosu. Jednak na bazie czynników takich jak rozpiętość skali, ciężar głosu i jego barwa, na potrzeby repertuaru operowego tworzonego w XVIII i XIX wieku, dokonano systematyki głosów ludzkich. Najprościej można to zrobić w oparciu o skalę. 

Zatem w tej kategorii głosy żeńskie dzieli się na następujące grupy:

  • Sopran - najwyższy głos kobiecy o rozpiętości skali od Bb3 do G#6 (używając notacji naukowej)
  • Mezzosopran - średni głos żeński o skali od  G3 do C6
  • Kontralt - najniższy głos żeński  o skali od E3 do Bb5

Rozpiętość skali jest uśredniona zarówno w górnych partiach jak i dolnych (są arie, gdzie głosy śpiewają niżej czy wyżej na to wskazuje wspomniana powyżej skala). Można być Sopranem i nie mieć aż tak szerokiej skali, można być Mezzosopranem i wyciągać bardzo wysokie dźwięki. Zwykle dany typ głosu wpisuje się w przytoczony powyżej zakres dźwięków.

Każda grupa może być podzielona na poszczególne podgrupy, zawierające głosy w rozróżnieniu na lekkość i barwę. Przykładowo sopran koloraturowy, to głos o dużej lekkości i ruchliwości mający dużą skalę, predestynowany do śpiewania ozdobników. Sopran dramatyczny, głos znacznie cięższy, o ciemniejszej barwie i dużej sile, przy tym bardzo nośny. Każdy z tych głosów, nawet jeśli będą miały zbliżoną skalę, sprawdzi się w innym materiale muzycznym. Głos dramatyczny będzie się „męczył” przy wykonywaniu ozdobników a głos koloraturowy może nie oddać dramatyzmu danej roli. Gorzej zabrzmi w przestrzeni wymagającej większej siły głosu.

Głosy męskie oczywiście mają również swój podział i tak rozróżnia się następujące grupy:

  • Tenor - najwyższy głos męski o rozpiętości skali od Ab2 do C5
  • Baryton - średni głos męski o skali od F2 do A4
  • Bas - najniższy głos męski o skali od C2 do F4

Podobnie jak w przypadku głosów żeńskich przedstawiona rozpiętość skali jest uśredniona, są głosy tenorowe, które potrafią zaśpiewać nawet F5 i podobnie są głosy basowe (bas profondo), które potrafią zejść do A1.

Tak jak w głosach żeńskich, tak i w głosach męskich, wyróżniane są podgrupy rozróżniające głosy ze względu na lekkość i barwę. I podobnie w rolach dramatycznych lepiej wypadnie tenor dramatyczny a w rolach lirycznych tenor liryczny.

Powyżej przedstawiłem podział głosów na ze względu na skalę. Jednakże trzeba wziąć pod uwagę, że ten podział odnosi się do muzyki operowej a co za tym idzie C5 śpiewane w sposób klasyczny jest zupełnie inne brzmieniowo niż C5 śpiewane rockowo. Dlatego w rocku baryton może wycisnąć z siebie jasne i słabo brzmiące C5, co w sposób klasyczny może być nieosiągalne. Dodatkowo tenże barytom może zabrzmieć dużo lepiej niż tenor, dla którego ów dźwięk nie jest aż tak trudny. Rock to muzyka bez granic im coś jest bardziej charakterystycznego, odmiennego czy nowatorskiego tym lepiej.

A jak się dowiedzieć jakiego rodzaju jesteśmy głosem?

  • Najprostszym sposobem i jednocześnie najdokładniejszym jest wycieczka do dobrego foniatry. Przez dobrego foniatrę rozumiem, lekarza który ma również wiedzę na temat śpiewu. Dokona on pomiaru wiązadeł głosowych i na tej podstawie określi jakim głosem jesteśmy. Wiązadła głosowe najwięcej mówią o typie głosu.
  • Innym sposobem jest również wycieczka, ale tym razem do nauczyciela posiadającego zarówno wiedzę jak i umiejętności w zakresie klasyfikacji głosów. To wskazuje raczej na nauczycieli śpiewu klasycznego. 
  • Są również metody wymagające wiedzy z zakresu akustyki przykładowo metoda polegająca na określeniu preferowanej przez dany głos średniej częstotliwości podstawowej w mowie (średnie F0). Ten sposób wymaga jednak zachowania pewnych warunków brzegowych i jak każde badanie bywa zawodny w szczególności, gdy nie stosujemy się do założeń pomiaru.
  • Jeśli bardzo chcemy sami określi jakim jesteśmy głosem, musimy umieć znaleźć u siebie tzw. dźwięki przejściowe w nomenklaturze klasycznej zwane passaggi. Nie wchodząc w szczegóły (nie w tym wpisie) miejsca w skali na których następują specyficzne załamania w głosie(passagio). Przy odrobinie dobrej woli i wiedzy, można samemu określić, gdzie się ma dźwięki przejściowe a ponieważ są one charakterystyczne dla tych samych typów głosów, na ich podstawie zaklasyfikować się do danego typu głosu. Nie jest to prosta procedura i wymaga napisanie trochę więcej niż przydzieliłem na ten wpis. W wolnej chwili napiszę więcej na ten temat. 

Wiemy jakie są typy głosów, wiemy jak można określi typ głosu, teraz zastanówmy się, po co to muzykowi rockowemu?

  • Określenie typu głosu może się przydać na lekcjach śpiewu. Mówimy nauczycielowi jaki mamy głos i nie katuje nas ani niepotrzebnymi górami ani dołami. Chociaż myślę, że dobry nauczyciel sam na początku określi z jakim głosem ma styczność i dobierze odpowiednie ćwiczenia.
  • Dobór materiału wokalnego. Świadomy ograniczeń swojego głosu wokalista, będzie dobierał materiał muzyczny tak by wydobyć z głosu jak najwięcej. To oznacza, że nie szukamy piosenek, które nam się podobają, lecz tych, w których podobne do naszego głosy dobrze wypadają. To wszystko pod warunkiem, że chcemy śpiewać czyjś materiał. W rocku zwykle śpiewa się własny i dużo ważniejsze jest określenie tessitury czyli tego obszaru skali gdzie głos brzmi najlepiej. Jeśli ktoś ma wysoki głos, to lepiej by śpiewał w wyższej tessiturze, bo lepiej będzie brzmiał. Śpiewanie niskich dźwięków chwały mu raczej nie przyniesie. Podobnie z niskimi głosami. Źle będzie, gdy bas zechce śpiewać repertuar tenora a tenor repertuar przeznaczony na bas. To, bez mocnej ingerencji w interpretację, raczej się nie uda.
  • Jeśli nie piszemy sobie utworów, to gdy autor wie jakim jesteśmy głosem, to jest szansa, że weźmie to pod uwagę, pod warunkiem, że rozumie różnice między głosami. 

Nie uważam, że w rocku świadomość tego jakim jest się typem głosem jest kluczowa. Materiał jaki śpiewamy nie jest ściśle określony, można w łatwy sposób manipulować tonacją, o ile reszta zespołu jest biegła muzycznie i nie ma oporów. Czasem bywa problematycznie z szarpidrutami, którzy skupieni są na brzmieniu własnych wioseł a rolę wokalisty postrzegają jako wypełniacz przerwy między solówkami. Brzmienie głosu, od strony technicznej, nie jest tak kluczowe  jak w klasyce. Wszelkie błędy i niedociągnięcia mogą być atutem a nie przeszkodą.  W przeciwieństwie do śpiewu klasycznego, sposób szkolenia głosu nie jest aż tak kluczowy. Ma być zdrowo, nie musi być pięknie w kontekście belcanto. Oczywiście jeśli ktoś ma potrzebę określenia swojego głosu, to ja nie będę zniechęcał. Wprost przeciwnie, poznawcze odejście do siebie i świata tylko rozwija.

Śpiewnie pozdrawiam :)


wtorek, 10 września 2013

Warsztaty CVT - 26 października o 11:00 – 27 października o 16:00 Warszawa


Warsztaty wokalne dla: profesjonalistów i amatorów, osób poszukujących skutecznych metod pracy z głosem, nowych brzmień, wyzwań muzycznych, dla tych, którzy wstydzą się swojego głosu lub uważają, że brak im słuchu, a także wszystkich, którzy kochają śpiew i muzykę lub .... po prostu chcą przestać tracić głos ?
Instruktor: Katarzyna 'Kate' Idzikowska, Autoryzowany Nauczyciel Kompletnej Techniki Wokalnej w Polsce.

Kompletna Technika Wokalna (CVT) to wszechstronna, a zarazem b. prosta i szybka metoda - 'instrukcja obsługi głosu'. Opiera się na fizjologii /anatomii zamiast mitów i jest stosowana na całym świecie przez artystów związanych z różnorodnymi gatunkami muzyki. Jej popularność stale rośnie wśród wokalistów, aktorów, nauczycieli emisji, logopedów i innych osób zawodowo pracujących głosem.

WSZYSTKIE STYLE WOKALNE (śpiew rozrywkowy / klasyczny/, techniki mowy; mile widziani muzycy grający na instrumentach dętych) !

W czym m.in. CVT może Ci pomóc:

  • usunięcie blokad / uwolnienie głosu / optymalizacja podparcia oddechowego
  • uzyskanie wysokich/niskich dźwięków (poszerzenie skali)
  • zwiększenie głośności w śpiewie [m.in. śpiew klasyczny, gospel, rock, heavy metal, pop] i w mowie
  • poprawienie intonacji
  • uzyskanie ostrego brzmienia / praca z efektami wokalnymi, m.in. przester (distortion), rattle, growl, grunt itp. [m. in. rock, blues, gospel, heavy metal, death metal, reggae]
  • vibrato/ornamentacje/melizmaty [m. in. pop/jazz/blues/soul, r'n'b, śpiew klasyczny], vocal breaks [m.in. country, rock, pop]
  • praca nad konkretnym stylem muzycznym (zmiana stylu wokalnego)
  • przyciemnienie/rozjaśnienie barwy głosu w śpiewie i w mowie
  • pogłębienie ekspresji artystycznej (interpretacja utworu)
  • improwizacja rytmiczna i melodyczna

Dla osób, które nie miały dotąd kontaktu z CVT konieczny jest udział w kursie intro w 1-szym dniu warsztatów.
Osoby, które już pracują z CVT zapraszam na 1 lub 2 dni warsztatów. Technika stale się rozwija i warto regularnie być na bieżąco z nowościami :).

PRZEBIEG WARSZTATU:

Dzień 1:

11:00-14:00 - intro CVT: omówienie teoretycznych założeń techniki CVT (Kompletna Technika Wokalna, z ang. Complete Vocal Technique) w formie prezentacji i ćwiczeń w grupie.

14:00-16:00 - Masterclass: stosowanie techniki CVT w konkretnych przypadkach (praca indywidualna na utworach, grupa przysłuchuje się, obserwuje i powtarza ćwiczenia).


Dzień 2:

11:00-16:00 - Masterclass

Podczas sesji indywidualnych można pracować z każdym wyzwaniem wokalnym - bez ograniczeń tematycznych.

MIEJSCE:

Akademia Rocka
ul. Ostrobramska 73, Warszawa


TERMIN:
26-27 października 2013 roku, godz. 11:00-16:00

CENA:

2 dni:
400 zł praca indywidualna (liczba miejsc ograniczona)
300 zł aktywny słuchacz

1 dzień:
200 zł praca indywidualna (liczba miejsc ograniczona)
150 zł aktywny słuchacz


INFORMACJE ORGANIZACYJNE I ZAPISY:

email: strefaglosu@gmail.com
tel.: +48 606 369 366

Liczba miejsc ograniczona !! Decyduje kolejność zgłoszeń potwierdzona wpłatą.

PŁATNOŚCI:

Numer konta do wpłat (prosimy wcześniej potwierdzić dostępność miejsc)


71 1560 0013 2389 7288 5000 0002
GetinBank

W tytule przelewu TYLKO !: Imię i nazwisko + 25-26.10, Warszawa

Prosimy o wcześniejsze zgłoszenie, jeśli ktoś chciałby otrzymać fakturę VAT.

(Uwaga: wystawienie faktury VAT dla instytucji/firm wiąże się z doliczeniem 23% podatku VAT !
Istnieje możliwość zwolnienia z podatku VAT w przypadku, gdy co najmniej 70% kosztu szkolenia w celu kształcenia zawodowego (mniej niż 100%) finansowane jest ze środków publicznych (na podst. §13, ust. 1, pkt 20 Rozporządzenia w sprawie wykonania niektórych przepisów Ustawy VAT).

W razie 100% finansowania ze środków publicznych, podstawa prawna do zwolnienia z VAT to art. 43, ust. 1, pkt 29, lit. C Ustawy VAT

Definicję kształcenia zawodowego reguluje Rozporządzenie Wykonawcze Rady UE No. 282/2011 art. 44.

JEDZENIE I UBRANIE:
W trakcie warsztatu przewidzianych jest kilka krótszych przerw. Warto wygodnie się ubrać i zabrać wodę mineralną.

Więcej info:


Wskazówki do dojazdu:

Praska siedziba Akademii Rocka mieści się w żółtym budynku tuż przy ulicy Ostrobramskiej, naprzeciwko zajezdni autobusowej Ostrobramska, za CH Promenada i stacją Shell, w tym samym budynku co komis samochodowy Auto Auto.

Do Akademii Rocka można dojechać niemal każdym sposobem:

Samochodem:

Jadąc Trasą Łazienkowską od strony centrum, trzeba minąć Promenadę oraz stację Shell. Tuż za komisem samochodowym Auto Auto skręcić w prawo w zjazd, który prowadzi wprost pod budynek Akademii Rocka. Jadąc od strony Wawra lub Rembertowa należy zawrócić na skrzyżowaniu z ul. Rodziewiczówny (ostatnie światła przed Promenadą) i zjechać w drugi zjazd po prawej stronie. Samochód można zostawić na parkingu za Akademią Rocka.

Autobusem:

168, 225, 502, 514, 520, 525 - przystanek Zajezdnia Ostrobramska. Wejście do Akademii Rocka znajduje się z boku budynku, w którym mieści się komis samochodowy Auto Auto.

Rowerem/motorem:

Do Akademii Rocka prowadzi piękna i nowoczesna ścieżka rowerowa, która ciągnie się wzdłuż całej Trasy Siekierkowskiej. Rower można zostawić na parkingu lub wnieść ze sobą.

Śpiewnie pozdrawiam. :)

Dobre wieści dotyczące książki CVT w języku polskim...

Informacja o Kasi Idzikowskiej:

Kochani! Po kilku latach udało się nareszcie sfinalizować rozmowy z Complete Vocal Institute i dziś mogę już oficjalnie potwierdzić: "Kompletna Technika Wokalna" po polsku zostanie wydana marzec/kwiecień 2014! 

Zaczęłam prace mające na celu zaktualizowanie treści przetłumaczonej już przeze mnie kilka lat temu książki, polska wersja będzie więc bardziej 'na czasie' niż wydana pół roku temu najnowsza wersja angielska :)! 

Wkrótce będziemy więc mogli się już uczyć z polskiej książki. 

Zanim to jednak nastąpi, zapraszam na CVT po polsku do Kórnika k/Poznania oraz do Warszawy :)!! Szczegóły na www.strefaglosu.pl.

Śpiewnie pozdrawiam :)

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

9 pytań do...


Dzisiaj inaczej niż zwykle. Ponieważ jestem zwolennikiem wykorzystywania nauczycieli do wzbogacenia swoich umiejętności wokalnych, postanowiłem dodać nowy cykl do blogu. Cykl nosi nazwę "9 pytań do..." i ma na celu przedstawienie nauczycieli śpiewu. De facto, w odpowiedzi na owe 9 pytań nauczyciele przedstawią się sami. 

Dzisiaj będziecie mieli przyjemność przeczytać odpowiedzi Katarzyny Idzikowskiej. Zatem Kasiu oddaję Ci głos...

1. Kilka słów tytułem przedstawienia … 

Dzień dobry! Katarzyna Idzikowska: wokalistka, Autoryzowany Nauczyciel Kompletnej Techniki Wokalnej w Polsce (*Authorised CVT Teacher)*, iberystka, tłumacz, aktorka.

2. W jednym zdaniu: na czym polega Twoja praca…

Prowadzę warsztaty i lekcje indywidualne dla solistów i chórów. Pracuję z wokalistami, aktorami, nauczycielami, biznesmenami, trenerami, ‘dęciakami’, a nawet z pewnym hipnotyzerem.

Uczę, jak zarządzać potencjałem głosu efektywnie i higienicznie, jak kształtować jego barwę, brzmienie, aby np. dodać mu wiarygodności czy mocy lub przeciwnie: rozjaśnić, udelikatnić albo dodać ‘chropowatości’.  W razie potrzeby reanimuję zdarty przez niewłaściwą technikę głos; współpracuję też przy produkcji nagrań. 

Od kilku lat jestem związana z ogólnopolską akcją profilaktyczno-artystyczną dla młodzieży, Przystanek PaT (Profilaktyka a Ty) jako instruktor warsztatu wokalnego.
No tak, miało być w jednym zdaniu, ech, co za gaduła ze mnie ….

3. Twoje wykształcenie i doświadczenie w zakresie wokalistyki i nauczania śpiewu…

Śpiew i muzyka były w moim życiu obecne odkąd sięgam pamięcią. Jako dzieciak śpiewałam w chórze szkolnym, na obozach harcerskich, w MDK-u, w domu, na ulicy (co zostało mi do dziś: często idąc śpiewam sobie i tańczę) – słowem: gdzie się dało. Kiedy miałam 8 lat, pojechaliśmy latem z rodzicami na basen miejski. Piękna, słoneczna niedziela, rodziny z dziećmi, gry, konkursy i zabawy. Zanim rodzice zdążyli rozłożyć koc i resztę maneli, ja już zdążyłam wygrać 1-szą nagrodę w konkursie piosenki.

W liceum zabrakło mi jednak siły przebicia, by pójść wymarzoną drogą kariery artystycznej. Zwyciężyły ówczesne kompleksy (wada wymowy itd.), obiektywne przeszkody (brak szkoły muzycznej) i tzw. zdrowy rozsądek. Zdecydowałam się na studia lingwistyczne, na których wyżywałam się artystycznie podczas wieczorów poezji hiszpańskiej i portugalskiej, a także we flamenco. 

Po studiach na kilka lat wpadłam w wir tłumaczeń. Jednak potrzeba duszy nadal była silna. W latach 2000-2003 studiowałam w Niepublicznej Szkole Wokalnej im. Jerzego Wasowskiego w klasie jazzu pod kier. Krystyny Prońko i Agnieszki Hekiert. Wtedy po raz pierwszy, w ramach wymiany z duńską szkołą artystyczną z Aarhus, spotkałam się z całkowicie odmiennym od polskiego naturalnym i pełnym radości podejściem do śpiewu i samej muzyki; w 2007 r. trafiłam na kurs wprowadzający do CVT z Cathrine Sadolin.

Byłam pod takim wrażeniem zmian w moim głosie, że kilka miesięcy później wywróciłam swoje życie do góry nogami, zostawiłam w Polsce świetnie prosperujący biznes tłumaczeniowy i przeniosłam się do Kopenhagi, gdzie ukończyłam jako jedyna jak dotąd i pierwsza osoba w Polsce i Europie Środkowej stacjonarne, intensywne studia wokalne Complete Vocal Academy w Complete Vocal Institute, największym w Europie międzynarodowym instytucie wokalnym, zgłębiając różne techniki operowania głosem, od jazzu przez blues po ciężkie hardrockowe brzmienia. 

W grudniu 2012 r. ukończyłam, również w Complete Vocal Institute, 3-letnie nauczycielskie studia zaoczne (3-Year Singer/Singing Teacher Diploma Course), uzyskując dyplom Autoryzowanego Nauczyciela Kompletnej Techniki Wokalnej (CVT).

Od kilku lat współpracuję z serwisem easyvoice.pl  jako ekspert wokalny; prowadzę też forum dla wokalistów forum.strefaglosu.pl/.

Jestem autorką artykułów o CVT, przetłumaczyłam na polski książkę pt. ‘Complete Vocal Technique’, w prasie fachowej okrzykniętą ‘Biblią dla wokalistów’. Polska wersja czeka na druk. 

4. Technika wokalna, według której nauczasz…

W pracy z głosem korzystam przede wszystkim z metody CVT czyli Kompletnej Techniki Wokalnej (Complete Vocal Technique) bo uważam, że jest to najbardziej  uniwersalna i kompleksowa metody emisji głosu. Opracowała ją Cathrine Sadolin (duńska śpiewaczka operowa & wokalistka hardrockowa, trener emisji i jeden z najwybitniejszych badaczy głosu w jednym). 

CVT jest stosowana przez artystów związanych z różnorodnymi gatunkami muzyki. Bazuje na fizjologii i anatomii głosu, obalając wielowiekowe mity. Jest to metoda super efektywna - co najmniej kilka razy szybsza od szkoły tradycyjnej. Bywa, że po kilku-kilkunastu minutach pracy mamy efekt,  który wokalista bez skutku próbował uzyskać od lat. Zdaję sobie sprawę, że może to  brzmieć jak niezła bajka. Często spotykam się z tego typu reakcją. Jesteśmy społeczeństwem sceptyków, nauczonych osiągać wszystko wieloletnią, ciężką pracą, w pocie czoła i w głowie się nie chce mieścić, że śpiewanie może być takie proste!

CVT jest bardzo popularna m.in. w Skandynawii i Europie Zachodniej, dotarła do USA, Afryki i Australii. W Polsce przekonuje się do niej coraz więcej osób. Ci, co mieli okazję poznać jej atuty, na ogół pozostają jej wierni, bo żadna inna znana mi metoda nie daje takiego wachlarza możliwości.

Oczywiście szukam inspiracji wszędzie, by jak najlepiej trafiać w potrzeby wokalne moich uczniów. W razie potrzeby korzystam czasem z innych technik, m.in. Body Self-Development Ann Rosing-Schow, metody ‘Acting Songs’ Davida Brunettiego, impro Keitha Johnstone’a, technik improwizacyjnych Rhiannon czy elementów jogi. 

5. Style muzyczne, których nauczasz…

Pracuję z wszystkimi stylami muzycznymi - bez ograniczeń, a im większa różnorodność, tym większa frajda! Wszyscy mamy takie same aparaty głosowe, a dźwięk można ‘poskładać’ z różnych elementów, uzyskując dowolne brzmienia. CVT daje szerokie spektrum możliwości. Bez względu na to, czy chcesz śpiewać death metal, country czy operę, dostajesz proste wskazówki, dzięki którym dynamicznie zmierzasz do celu. 

Z punktu widzenia fizjologii, dźwięk powstaje wskutek drgań strun głosowych, a pozostałe brzmienie - POWYŻEJ strun głosowych,  w aparacie głosowym. Odpowiednio angażując ciało i stosując się do zasad fizjologii głosu można w zdrowy sposób wydobyć naprawdę KAŻDY dźwięk, jaki nam się zamarzy i śpiewać w każdym gatunku muzycznym.
Zresztą, CVT jest nie tylko dla wokalistów. Z powodzeniem pomagam muzykom (instrumenty dęte); pracuję też z głosem na poziomie mowy (aktorzy, biznesmeni, nauczyciele itp.). Głos to nasza wizytówka i przez jego pryzmat jesteśmy postrzegani – silny, dźwięczny głos budzi zaufanie i buduje pewność siebie.

6. Dlaczego lekcje śpiewu z nauczycielem śpiewu są ważne…

Ponieważ najtrudniej złapać dystans do samego siebie. Ambitnie chcemy dojść do wszystkiego sami. Czasem jednak nie jest to droga na skróty; przeciwnie: miotamy się na wszystkie strony, próbując - metodą prób i błędów - raz za razem odtworzyć ten sam efekt albo bezskutecznie zapanować nad głosem. Jednak nie znając zasad, jakimi rządzi się głos, łatwo o frustrację, a wtedy wiara we własne siły i poczucie wartości lecą na łeb na szyję  (‘widocznie nie mam głosu i nigdy nie będę śpiewać’).  A przecież to tylko kwestia prawidłowej techniki ….

Czasem jednorazowe spotkanie z fachowcem pozwala zaoszczędzić wiele lat chaotycznych zmagań. Kiedy wiemy, jak uzyskać konkretny efekt, nauka nabiera tempa i wreszcie możemy w pełni rozwijać swój potencjał. 

7. Najważniejsze umiejętności, które powinien posiadać nauczyciel śpiewu…

Po pierwsze: nauczyciel ma przede wszystkim umieć nauczyć czyli przekazać wiedzę w sposób zrozumiały dla każdego. To bardzo ważne, bo dokonując wyboru nauczyciela często kierujemy się podziwem dla dokonań artystycznych, a to kryterium bywa zwodnicze. Światowej klasy wokalista niekoniecznie potrafi uczyć, tak samo jak fenomenalny nauczyciel to nie zawsze wokalista elektryzujący tłumy. Kwestią bezdyskusyjną jest to, że nauczyciel musi sam umieć śpiewać i pracować głosem na co dzień czyli mieć warsztat i dużą świadomość własnego aparatu głosowego, bo głos to czuły instrument i podlega wielu czynnikom, jak np. deficyt snu, przygnębienie, suche powietrze itp. itd.

Po drugie: ważne, żeby umiał wsłuchać się w twoje potrzeby i na nich koncentrować. Każdy z nas ma prawo wyrażać siebie tak, jak tego pragnie i moim zadaniem jako nauczyciela nie jest forsowanie własnego gustu muzycznego lecz pomoc w uzyskaniu wymarzonego przez wokalistę efektu.

Nauczyciel musi też umieć elastycznie dostosować sposób przekazywania wiedzy do indywidualnych potrzeb wokalisty. Każdy z nas przyswaja wiedzę po swojemu, we własnym tempie, mamy różne potrzeby. Zadaniem nauczyciela jest takie dobranie wskazówek, by jak najefektywniej wykorzystać czas lekcji i jak najszybciej dojść do celu.

No i bez wątpienia musi grać chemia: jeśli jest pozytywna, miła atmosfera, darzysz nauczyciela zaufaniem, a on wspiera twój rozwój, nauka przebiega o wiele szybciej  i przynosi zdumiewające rezultaty.

8. Twoje największe wyzwanie w nauczaniu śpiewu…

Hmmm, chciałabym trochę mniej mówić ….  To tak pół żartem, pół serio. Nauka śpiewu to dla mnie ciągła lekcja pokory i akceptacji własnych niedoskonałości. Stale towarzyszy mi myśl o tym, że najważniejsze jest dobro wokalisty. A przecież jako nauczyciel też chcę dobrze ‘wypaść’, kusi, żeby zrobić coś spektakularnego….  Mieć 100% skuteczności, a tak się nie da … Czasem trzeba iść bardzo wolno, cierpliwie drobić kroczki, bo na dłuższą metę tak będzie najlepiej dla wokalisty.

Trudno jest też nie łajać się, jak coś się nie uda. Nie wyrzucać sobie, że trzeba było zrobić inaczej, analizować swoje błędy po milion razy. Dziś wiem, że każdy z nas ma swój własny proces i pewnych rzeczy nie sposób przyspieszyć, bo praca z głosem to także podróż w głąb własnych emocji, lęków, fałszywych przekonań, blokad, zranień – a duża zmiana wymaga czasu i gotowości.

9. Trzy najważniejsze rady dla uczących się śpiewać…
  • Ćwicz z radością i entuzjazmem – baw się głosem :)
  • Ćwicz tylko tyle, na ile wystarczy ci koncentracji. Ćwiczenie byle jak przyniesie ci więcej szkody niż korzyści. 
  • Ufaj własnemu głosowi – głos to twój przewodnik i natychmiast da ci znać, jeśli robisz coś nie tak.

Informacje kontaktowe: 


Telefon: +48 606 369 366

e-mail: strefaglosu@gmail.com
             kontakt@strefaglosu.pl




piątek, 2 sierpnia 2013

O słyszeniu


Zapewne każdy, kto miał przyjemność usłyszeć swój głos nagrany przy pomocy dowolnego rejestratora dźwiękowego, przeżył niemałe zaskoczenie. Niejeden ze zdziwieniem zadał pytanie “To ja tak brzmię?” i niejeden był rozczarowany brzmieniem swego głosu. Dlaczego tak się dzieje? Mam nadzieję, że tych parę zdań napisanych poniżej pomoże znaleźć przyczynę. Nie wchodząc w zawiłości akustyki, napiszę parę słów jak człowiek słyszy swój głos oraz jak różne słyszenie może mieć wpływ na śpiew.

Zatem jak słyszymy swój głos? Upraszczając można powiedzieć, że słyszymy się na dwa sposoby: wewnętrznie i zewnętrznie. Jest to uproszczenie, bo zwykle słyszymy połączenie tych sposobów. Dźwięk, który w nas powstaje, rozchodzi się we wszystkich kierunkach i przez usta wychodzi na zewnątrz. “Mieszając się” z akustyką pomieszczenia, w którym śpiewamy, dociera do uszu. W ten sposób słyszym się zewnętrznie. W zależności od tego czy jesteśmy na świeżym powietrzu, czy w mieszkaniu czy w specjalnie przystosowanym do śpiewu pomieszczeniu czy śpiewamy przez mikrofon czy tylko akustycznie, to brzmienie głosu może wydawać się różne. Czynniki zewnętrzne mają wpływ na to jak w naszym odczuciu brzmimy.

Jest też inny sposób słyszenia, o którym niektórzy nie wiedzą póki zszokowani nagraniem własnego głosu, nie zaczną się zastanawiać dlaczego spotkało ich takie zaskoczenie. Właściwości fali dźwiękowej sprawiają, ze rozchodzi się ona również w takim ośrodku jak nasze kości, dlatego też mamy przyjemność słyszeć się wewnętrznie. Tego rodzaju słyszenie inaczej zwane bywa przewodnictwem kostny. Inni nie mają przyjemności słyszeć nas w ten sposób, bo to nasze kości przewodzą i dzieje się to tylko w naszym organizmie. 

Połączenie tych dwóch sposobów słyszenia jest tym, co słyszymy jako nasz głos. Brzmienie głosu, dzięki współczesnej technice możemy zarejestrować i odsłuchać. Nie będzie to wierna kopia, ale pomijając wpływ narzędzi rejestrujących, możemy powiedzieć, że tak nas słyszy otocznie, w konkretnych warunkach akustycznych. Ponieważ słyszenie wewnętrzne nie jest rejestrowane, a bez niego w codzienny sposób nie słuchamy swojego głosu, więc stąd bierze się znaczące zaskoczenie, gdy pierwszy raz słyszymy nagrany własny głos. Nie jesteśmy przyzwyczajeni do brzmienie głosu bez słyszenia wewnętrznego. Niestety nie mamy narzędzi, które pozwoliłby nam wiernie odtworzyć, to co w naszych zmysłach postrzegane jest jako nasz głos, więc pozostaje się przyzwyczaić i polubić głos z nagrania. W końcu to zawsze nasz głos.

Ponieważ, śpiewając nie zawsze mamy idealne warunki odsłuchowe, więc dobrze nauczyć się korzystać ze słyszenia wewnętrznego. Szczególnie pomocne, to może być w czasie prób rockowej kapeli, gdzie reszta zespołu brzmi z głośnością zbliżoną do startującego odrzutowca. Próby często są w relatywnie małych pomieszczeniach co jeszcze potęguje hałas. Wokalista musi się w tych warunkach odnaleźć. Pomocne mogą być zatyczki do uszu dla muzyków. Ważne by były to specjalnie przygotowane zatyczki, które mają odpowiedni poziom tłumienia hłasu, ale nie “wycinają” częstotliwości charakterystycznych dla głosu i instrumentów muzycznych. Włożenie zatyczek chroni słuch powodując, że zmniejszamy głośność dźwięku dochodzącego z zewnątrz. Sprawia to też, że słabiej słyszymy siebie zewnętrznie, dlatego też słyszenie wewnętrzne nabiera dużego znaczenia. Początkowo śpiewanie w zatyczkach może sprawić kłopoty, ale gdy się przyzwyczaimy okazuje się, że po próbie zarówno nasz słuch jak i głos są w całkiem niezłej formie. Z prostej przyczyny, im jest ciszej tym mniej musimy forsować głos. Gdy jest głośno, to zwykle naturalnie próbujemy przekrzyczeć otoczenie a to pierwsza krok do zdarcia. 

Umiejętność wykorzystania słyszenia wewnętrznego przydaje się również, gdy chcemy wyeliminować zakłócenia zewnętrzne. Przykładowo fałszujący kolega… Zdarza się często, że gdy początkujący wokalista nie słyszy się dobrze, bardziej doświadczony zaleca zatkanie uszu. Oczywiście wiele to nie da o ile nie jesteśmy przyzwyczajeni do śpiewania w ten sposób. Dlatego prostym ćwiczeniem jest śpiewanie z zatkanymi, przez palce, uszami. Łatwiej jest w zatyczkach ale jeśli ktoś takich nie posiada, to czyste palce wystarczą. Ciekawym doświadczeniem jest jednoczesne nagrywanie siebie i porównywanie tego co słyszymy w nagraniu z tym, co słyszeliśmy śpiewając. Warto spróbować. 

W muzyce rockowej najczęściej śpiewamy przez mikrofon z użyciem systemu wzmacniającego głos i odsłuchu (może to być monitor odsłuchowy czyli specjalnie przystosowany głośnik ustawiony przed wokalistą lub słuchawki). To sprawia, że różnica między słyszeniem zewnętrznym a słyszeniem wewnętrznym jest znacząca. Można rzec, że w takich przypadkach bardziej polegamy na słyszeniu zewnętrznym. Dlatego bardzo istotne jest aby nauczyć się śpiewać z mikrofonem i systemem odsłuchowym. Po pierwsze aby umieć je wykorzystywać a po drugie aby przyzwyczaić się do innego brzmienia swojego głosu. Najprostszym sposobem jest praktyka. Zmiana mikrofonu czy inne ustawienie equalizera mogą znacząco wpłynąć na to co odbieramy jako brzmienie naszego głosu, więc aby umieć szybko się przystosować do różnych warunków akustycznych dobrze jest eksperymentować jak najwięcej. 

Śpiewnie pozdrawiam. :)

niedziela, 23 czerwca 2013

Warsztaty Wokalne Karo Glazer

Kolejne warsztaty. Warto się wybrać. Cena nie jest zabójcza jak na 4 dni obcowania z fajną wokalistką i pewnie fajnymi ludźmi, którzy przybędą pośpiewać. :)

Śpiewnie pozdrawiam. :)



piątek, 21 czerwca 2013

O repertuarze


 W muzyce rockowej, głównie śpiewa się utwory napisane przez nas samych lub czasem specjalnie dla nas. Zwykle podążamy własną ścieżką. Jednak od czasu do czasu coś obcego też się przytrafia. Nie ma to jak pokazanie się w dobrze zrobionym coverze… :) Niestety, gdy przychodzi do wyboru takiego utworu,  wygrywa to co się nam podoba a nie, to co możemy zaśpiewać jako wokalista i zagrać jako zespół. O ile zespół jakoś sobie radzi, o tyle wydrzymorda wypada zwykle dość blado. Pełno jest młodych zespołów katujących utwory uznanych artystów. Wspomniane katowanie nie jest określeniem przesadnym, bo rzadko kiedy można posłuchać dobrze zrobiony cover, nawet przez profesjonalistów. Bywa, że często z powodu wokalnej niemocy. Jednak nie będę pisał o coverach, dzisiaj napiszę parę słów, o tym jakimi kryteriami można a nawet warto kierować się przy doborze repertuaru. Własny repertuar, to szczególnie na początku drogi śpiewaczej, zbiór obcych utworów. Początkujący, zaczynając przygodę ze śpiewem, wybierają utwory artystów dojrzałych mających za sobą lata pracy, bo zwykle tacy są na topie. Takie piosenki się podobają, więc wszyscy chcą je powtarzać i pokazać, że też tak potrafią. Tu pojawia się problem, bo albo za nisko, albo za wysoko, albo tessitura nieodpowiednia albo językowo stanowi wyzwanie i w konsekwencji trudno tego słuchać. Jak można sobie z tym poradzić?

Gdy zaczynamy się uczyć śpiewu powinniśmy przemyśleć utwory, z którymi chcemy popracować. Jak przy każdym zadaniu do zrealizowania, kluczowe jest aby był dobrze określony cel. Biorąc utwór „na warsztat”, musimy wiedzieć jaki cel w rozwoju wokalnym chcemy osiągnąć. Każdy nowy utwór powinien stanowić wyzwanie ale takie, któremu podołamy. Nie może być zbyt skomplikowany ale i nie może być zbyt prosty w stosunku do posiadanych umiejętności. Jeśli nie potrafimy jeszcze czysto śpiewać, to lepiej zacząć od utworów typu „Wlazł kotek na płotek” czy „Pojedziemy na łów” niż brać się za piosenki Celine Dion. Jeśli ktoś interesuje się sportem to wie, że aby osiągnąć mistrzowski poziom potrzeba czasu i ciężkiej pracy. Gdyby początkujący bokser wszedł na ring z zawodowcem, ten by go zmiótł w ciągu paru sekund. Podobnie jest ze śpiewaniem, trzeba mieć umiejętności by stanąć w szranki z trudnym utworem. Dlatego, każdy nowy utwór ma być wyzwaniem, któremu podołamy. Nie ma co się zżymać i odrzucać prostych piosenek, one nie dość, że są bardzo miłe dla ucha, to pozwalają się rozwijać. Oczywiście im bardziej jesteśmy zaawansowani w śpiewie tym utwory mogą i powinny być trudniejsze, przełamujące słabości. Jeśli przykładowo utwór zawiera jeden dźwięk półtonu wyżej niż nasza skala, to warto z nim zawalczyć. Jednak jeśli mowa o tercji małej, to walka z takim utworem może trwać bardzo długo i skończyć się rozczarowaniem. Lepiej obniżyć tonację. 

Równie ważne jest odpowiednie dobranie utworu do naszej tessitury, typu głosu czy tembru. Jeśli głos jest ciężki i mało ruchliwy, to będzie miał kłopoty z piosenkami napisanymi dla głosów małych i zwinnych. Podobnie jak ciężarówka jest mało zwrotna ale silna, tak samochód osobowy jest zwrotny ale bardzo silny nie jest. Duże głosy brzmią mocno i potężnie, jednak słabiej wypadają w częstych zmianach interwałów czy przy dużej liczbie dźwięków do zaśpiewania. Wiec naturalne, że będą się bardziej męczyć przy wszelkiego rodzaju ozdobnikach niż głosy małe i zwinne. Jeśli chcemy zaśpiewać utwór artysty, który w porównaniu z nami ma mniejszy głos i śpiewa delikatniej, to nawet jeśli dysponujemy szerszą skalą i większymi możliwościami, nasze wykonanie może być mniej przyjemne w odbiorze. Z rockowego podwórka, Andrzej Krzywy z De Mono nie ma potężnego głosu, ale śpiewa bardzo lekko i miękko. Zaśpiewanie jego utworów nie jest prostym zadaniem dla mocno brzmiących rockowych głosów. Tembr Krzywego, bardzo charakterystyczny i przyjemny dla ucha, nadaje jego utworom specyficznej barwy i miękkości. Trudne do dobrego powtórzenia, a piosenki wydają się takie proste... Krzysztof Cugowski ma kawał mocnego głosu i przy tym świetnie śpiewa. A jednak w utworach delikatnych i wymagających miękkości, jego głos czasem brzmi zbyt dźwięcznie. Za to w utworach dramatycznych zmiata wszystko dokoła. Duże znaczenie ma też to czy nasz głos brzmi lepiej w dolnych dźwiękach czy w górnych. Używając klasycznej klasyfikacji głosów różnice między basem, barytonem a tenorem nie leżą tylko w skali ale przede wszystkim w brzmieniu. Tenor zabrzmi lepiej w górnych partiach i nawet jeśli baryton owe dźwięki,  będzie mógł zaśpiewać, to nie będą one brzmieć równie lekko. Bas najpiękniej podkreśli dolne dźwięki sprawiając, że zadrży nam całą klatka piersiowa. Dlatego dobierając utwór warto zwrócić uwagę czy artysta go śpiewający ma głos wyższy od naszego czy niższy. I znowu lepiej jest lekko podwyższyć lub obniżyć tonację. 

Podobnie jest z tessiturą. Pewne utwory mogą mieć taką konstrukcję, że trudno jest je zaśpiewać, bo melodia jest tak skonstruowana, że się męczymy, nawet jeśli najwyższe czy najniższe jej dźwięki wydobywamy bez problemów. W takich utworach nasz głos nie brzmi najlepiej. I jeszcze raz dla jednych głosów lepiej jest tonację lekko obniżyć dla innych lekko podwyższyć. Przy śpiewie do nagranego podkładu, obniżenie czy podwyższenie tonacji nie powinno stanowić problemu w dobie powszechnej cyfryzacji. Gdy gramy z zespołem, to zwykle najtrudniej przekonać gitarzystów… 

Kolejny element, na który uwagi nie zwracają wokaliści, to dostosowanie utworu do naszego wieku, temperamentu, płci czy rozwoju emocjonalnego. Młody człowiek śpiewający o problemach wieku dojrzałego, brzmi nieprawdziwie. Facet śpiewający piosenkę napisaną dla kobiety, też nie jest przekonujący. Ktoś kto jest dynamiczny i pełen energii, może wypaść dość blado w balladach, gdzie długość dźwięku ma znaczenie. Podobnie ktoś ospały z natury nie wypadnie przekonująco śpiewając utwór, który w swej istocie prawie kruszy skały. Człowiek, który dopiero poznaje życie, będzie miał problem z utworami z dość dużym pierwiastkiem osobistym związanym z przeżyciami autora. Przykładowo piosenki Ryśka Riedla pełne są jego osobistych przeżyć, często opisujące jego problemy osobiste, szczególnie utwory napisane pod koniec życia. Trudno aby nastolatek dobrze umiał przekazać emocje z nich płynące. Nie ma tego doświadczenia. Ba, dojrzały facet, który w życiu nie zapalił jointa, też raczej mało przekonująco wypadnie śpiewając, przykładowo Detox. Moim zdaniem pewnych piosenek lepiej nie dotykać.

Niepomijalne znaczenie ma muzyczna konstrukcja utworu. Trzeba zwrócić uwagę na rytm, harmonię, tempo, długość śpiewanych fraz czy to w jaki sposób był oryginalnie wykonywany. Wokaliści często zwracają uwagę na czystość dźwięków a zupełnie zapominają o rytmie. Ludzie są tak skonstruowani, że przy dobrym „bujającym” rytmie zaczynają klaskać, ruszać całym ciałem i dobrze się bawić. Dobry utwór to taki, który sprawia, że stopa zaczynam nam sama stukać w podłoże. Zadaniem wokalisty jest przekazanie rytmu utworu w taki sposób, aby ludzie na około zaczęli się ruszać. Dobrze wykonany utwór, to taki, który wykonywany a cappella brzmi równie dobrze jak z zespołem. Bardzo trudne zadanie. Warto poświęcić temu wiele godzin pracy, bo wbrew pozorom, lekko fałszujący wykonawca jednak świetny rytmicznie, wypadnie lepiej niż śpiewający kwadratowo ale czyściutko. Rytm to podstawa naszego życia. Jeśli nie mam dobrze opanowanego posługiwania się rytmem, to lepiej bierzmy na warsztat utwory, w których rytm nie jest bardzo skomplikowany. I stopniowo rozwijajmy. To samo dotyczy harmonii. Jeśli uszy mamy przyzwyczajone do mol/dur, to utwory bluesowe, mogą sprawiać problemy. Na to najlepszym rozwiązaniem jest słuchanie utworów z danego stylu. Bez osłuchania się z jazzem czy bluesem nie można go śpiewać. Trzeba trochę godzin spędzić na słuchaniu.

 Ostatnim elementem na jaki zwrócę uwagę jest język. Pierwszy aspekt to wymowa i jej jakość. Czasem utwory są tak napisane, że bez dobrej dykcji śpiewanie może być mocno utrudnione. Szczególnie wszelkiego rodzaju poezja śpiewana, naszpikowane jest słowami, których normalny człowiek nie wypowiada. Trzeba mieć dobrą dykcję by utwór dobrze wykonać. Co może stanowić nie lada wyzwanie. Więc nim weźmiemy się za mniej poetycki, ale mocno skomplikowany  "Oddech szczura" Maanamu czy inne mu podobne, to dobrze jest poćwiczyć dykcję. Przy wykonywaniu utworów poezji śpiewanej szczególne znaczenie ma interpretacja. Nie wszyscy są uzdolnieni aktorsko. Zatem jeśli nie ma tych zdolności naturalnie a jeszcze nie było czasu na nauczenie, to może być słabo, nawet jak będzie dobrze zaśpiewane technicznie.  

Drugi aspekt to śpiewanie w obcym języku. Stoję na stanowisku, że za utwory w obcym języku, można się brać tylko w tedy gdy, po pierwsze mamy ten język świetnie opanowany a po drugie mamy dobry warsztat wokalny. Każdy język jest inny. Język ojczysty rozumiemy ze wszystkimi jego niuansami, wiemy zarówno jak emocjonalnie powiedzieć komuś by nas zostawił w spokoju czy przekazać uczucia miłosne. Tego typu doświadczeń zwykle nie mamy z językiem obcym. Bo jeśli nawet, ktoś dysponuje dobrym akcentem, ma duży zakres słów, to jeśli nigdy nie powiedział komuś,w obcym języku, że go kocha, to jego przekaz w piosence miłosnej może być mało prawdziwy. Uczucie, doświadczenie związane z naszym ojczystym językiem, pozwala nam lepiej przekazywać w nim emocje. To perspektywa nadawcy. Z perspektywy odbiorcy jest równie ciekawie. Nie każdy rozumie dany obcy język. Angielski jest dość popularny więc łatwiej, aczkolwiek śpiewany angielski do zrozumienia nie jest prosty. Gdy słuchamy piosenki w obcym języku, przewagę ma melodia. Jeśli dźwięki wywołują w nas emocje, to wystarczy. Gdy znaczenie ma tekst, to nie każde wykonanie do nas trafi. Zagranicznych wokalistów wykonujących polskie piosenki jest mało, ale jeśli już słyszę takie wykonanie, to najbardziej doceniam artystę za jego starania. Przy oryginale wypada blado, nawet jeśli ma dobrą technikę wokalną. Podobnie jak wokalista może nie umieć przekazać emocji tak odbiorca może nie umieć je wychwycić. Śpiewanie w obcym języku jest dodatkowych elementem, który utrudnia komunikację. Zatem jeśli zaczynamy przygodę ze śpiewaniem, skupmy się na naszym ojczystym języku. Dodatkowym argument, to w Polsce króluję raczej artyści śpiewający po polsku, nawet jeśli od czasu do czasu popełnią utwór w obcym języku. Największe nasze przeboje zostały napisane „po naszemu”. Przecież Polacy nie gęsi. ;)

Śpiewnie pozdrawiam. :)

środa, 19 czerwca 2013

Warsztaty CVT Anką Kozieł

Dostałem informację o warsztatach CVT i pomyślałem, że może by tak zacząć umieszczać informację o różnych warsztatach na blogu. Zatem umieszczam. Jeśli to pomoże komuś dotrzeć na warsztaty i rozwinąć śpiewanie, to się tylko cieszyć. Plan warsztatów wygląda całkiem fajnie. Zajęć dużo a i czas na odpoczynek też się znajdzie. Cena może nie jest mała ale biorąc pod uwagę co za to możemy otrzymać, wydaje się całkiem atrakcyjna.

Poniżej cytat dotyczący warsztatów. Pełne informacje można znaleźć na stronie: 

http://www.cvtdenhaag.nl/nowaroza.html

WAKACJE Z KOMPLETNĄ TECHNIKĄ WOKALNĄ
Anka Kozieł i Scena Polska w Holandii zapraszają na 7-dniowe aktywne wakacje z Kompletną 
Techniką Wokalną (CVT) w malowniczej wielkopolskiej wiosce Nowej Róży w domu spotkań Sceny Polskiej. Okolica ta pełna jest atrakcji - od jazdy konnej, przez wyplatanie wiklinowych różności, po zwiedzanie pałacu w Wąsowie czy po prostu zbieranie poziomek w lesie i relaksowanie się na łonie natury. 
Plan warsztatów:
21.07 niedziela - przyjazd i potwierdzenie udziału (od 16.00)
22.07-26.07 - zajęcia od 9.00-12.00, masterclass od 13.00-14.00, od 14.00 - konsultacje indywidualne 
lub czas wolny
27.07 sobota - finałowa impreza i koncert warsztatowiczów,
28.07 niedziela - pożegnanie i odjazd
Pełna cena warsztatów: 1000,- zł
W cenę warsztatów wliczone są:
- transport z/do lotniska lub dworca kolejowego w Poznaniu
- nocleg ze śniadaniem (21-28 lipca)
- nauka techniki CVT z autoryzowanym nauczycielem i indywidualne konsultacje
- koszty imprezy finałowej

Śpiewnie pozdrawiam. :)

czwartek, 13 czerwca 2013

O powietrzu w głosie


Muzyka rozrywkowa w obecnych czasach nie mogłaby istnieć bez elektryczności. Chociaż udaje się śpiewać rocka z gitarą akustyczną, ale nie każda piosenka obroni się bez wzmocnienia. Niektóre, co prawda nabierają cudownego klimatu w wersji unplugged, jak przykładowo Layla Erica Claptona, dla mnie równie dobra jak nie lepsza od wersji w pełni elektrycznej. Jednak przykładowo Cowboys from Hell Panthery  na akustyku, musiałaby ulec niezłej przemianie, aby dobrze zabrzmieć. Mogłoby być ciekawie jednak nie sądzę, że równie energetycznie. Te wszystkie unplagged to trochę takie nie do końca akustyczne, bo zwykle wokalista do mikrofonu się produkuje a tu już elektrony muszą przepływać. Wielu wokalistów zaistniało dzięki owej elektryczności i umiało wykorzystać kreatywnie mikrofon, ewentualnie przezwyciężyć swoje słabości. Jednym z efektów wokalnych, który dzięki elektryczności nabrał znaczenie jest dodanie powietrza do głosu. O tym efekcie trochę dzisiaj napiszę. 

W dawnych czasach, gdy prąd elektrczny jeszcze nie gościł w naszych domach, ludzie również świetnie radzili sobie wokalnie. Wykorzystywali rezonans akustyczny zarówno do wzmocnienia dźwięku w swoim ciele jak i przy budowie odpowiedenich pomieszczeń tak by śpiewak był lepiej słyszalny. Wszak artysta publiki potrzebuje, a tej nigdy zawiele. Głos kształcony był w kierunku pięknego i nośnego brzmienie. Dźwieki, które znikały szybko nie były porządane. Działo się tak głównie dlatego, że dodanie powietrza do głosu powoduje spadek nośności dźwięku i staje się on mniej słyszalny. Nie trudno zauważyć, że szept jest mniej słyszalny niż potężny wrzask. Na szczęście pojawiła się elektryczność i umiejętność głośnego śpiewania przestała być aż tak bardzo istotna.

Co to oznacza dodanie powietrza do głusu? Przede wszystkim rozpoczyna się ono od atakowania dźwięku w sposób chający czyli taki, w którym powietrze przechodzi przez niedomknięte wiązadła głosowe i część tego powietrza nie jest “przetworzona”, co powoduje pojawieni się szumu. Owo nieprzetworzone powietrze jest tym co nazywa się dodaniem powietrza do głosu. Efekt ten pojawia się ataku chuchającym lub jak woli CVT niemetalicznym, więc bezpieczne śpiewanie w ten sposób możliwe jest tylko w trybie Neutral (tych, którzy nie są obeznani z CVT odsyłam do wcześniejszych wpisów). Można próbować w trybach metalicznych, ale ma to negatywny wpływ na wiązadła głosowe i spowoduje wcześniej czy później problemy. Jak można domyślić się z powyższego, dodanie powietrza powstaje na poziomie wiązadeł głosowych i w tym miejscu możemy nim sterować. Powietrze w głosie często wykorzystywane jest we wszelkiego rodzaju balladach, kołysankach i innych delikatnych utworach. Głównie dlatego, że daje wrażenie intymności i bliskości. Gdy chcemu coś czule powiedzieć, to szepczemy a nie drzemy się jako opętani. Wszelkie miłosne słowa, wypowiadane w bliskości, powstają jako szept. Od jakiegoś czasu wiele wokalistek śpiewa z powietrzem praktycznie większość utworów, szczególnie w muzyce pop i R’n’B. Czy to dobrze? Nie wiem. Sztuka to sztuka, wolno wszystko. Jednak jak z każdym efektem, trzeba ostrożnie, gdy się przegnie to uszy więdną. 

Jak powietrze uzyskać? Niektórym przychodzi to bardzo prosto, bo z naturym preferują atak chuchający. Tym, którzy mają mocny atak proponuję zacząć od następujących ćwiczeń

-  Zaczynamy delikatnie szeptać i stopniowo dodajemy dowolną samogłoskę do szeptu. Można szeptać słowo “szept” i w pewnym momencie dodać dźwięk do samogłoski “e” lekko ją przedłużając. Trzeba to robić dość ostrożnie, bo sam szept nie jest dla głosu obojętny, szczególnie przy podrażnionej śluzówce. Na początku nauki można dość szybko poczuć dyskomfort. Dlatego butelka z wodą i przerwy między ćwiczeniami są koniecznością. W tym ćwiczeniu stopniowo dodajemy dźwięk ale im więcej dźwieku tym mniej powietrza, bo inaczej woda może nie pomóc.

- Następne ćwiczenie polega na zaśpiewaniu samogłoski  “a” trybie neutral  i stopiniowym dodawaniu powietrza. Można to uzyskać dodając głoskę “h” przed “a”, co da nam chuchając “ha”. Powinien powjawić się delikatny szum. Warto zwrócić uwagę, by nie było dużo rezonansu czyli nie śpiewamy “na maskę” a będzie łatwiej wykonać. Na początku starajmy się aby było mało powietrza. Łatwo da się zauważyć, że o ile więcej powietrza w głosie, o tyle więcej trzeba podparcia. Im wyżej idziemy z dźwiękiem tym większe podparcie również będzie potrzebne. Na początku to może sprawiać kłopot. 

Gdy już powietrze w głosie umiemy znaleźć, trzeba nauczyć się z nim śpiewać. Jak zwykle najprościej jest używać różnych skal zaczynając od arppegio akordów dur i stopniowo przechodząc do trudniejszych dźwięków w obrębie 1,5 oktawy. Gdy ćwiczenia przyniosą efekt i staną się nudnawe, najlepiej próbować śpiewać różne utwory w neutralu z powietrzem. Tak jak pisałem wyżej, mocne głosy (silnie atakujące dźwięk) mogą mieć z tym problem i szybko się “zdzierać”, więc trzeba mieć pewność, że po pierwsze dobrze kontrolujemy neutral bez powietrza, po drugie nie śpiewamy za głośno a po trzecie trzymamy się trzech zasad CVT

Śpiewnie pozdrawiam. :)

czwartek, 30 maja 2013

Z cyklu - „Myśli mam różne"

Spotkania ze śpiewnikiem

Ostatnio postanowiłem odświeżyć "repertuar ogniskowy", bo wydzieranie się w rockowym zespole, choć dające ogromną przyjemność, nie jest bardzo bliskie prostemu śpiewaniu, a takiego zachciało mi się dotknąć.  Wziąłem śpiewnik, którym nieskutecznie swego czasu próbowano mnie zmusić do śpiewania na jednym z przyjemniejszych wyjazdów wakacyjnych. Obszerna księga, bezwstydnie zwąca się „Wielki śpiewnik polski”, 450 utworów, lekko podstarzała, bo wydana lat temu blisko dziesięć, zawiera teksty i akordy gitarowe. Jak w sam raz na grillowe szaleństwo. Naturalnie nauczenie się jej zawartości jest poza moim progiem postrzegania i najmniejszego zamiaru uczyć się nie mam. Pewnie takie księgi powstały dla typów mi podobnych, którzy miast wbijać do głowy utwory, wolą przerzucać kartki. Moja żona zapamiętuje utwór po kilku przesłuchaniach, mi trzeba wielu, wielu powtórzeń. No cóż taka natura. Zwykle, gdy śpiewnik chwytam w ręce, zaczynam od wstrząsających mną pieśni wojennych. Lubię je ze względu na nostalgiczny, melancholijny nastrój i bliską mi słowiańską duszę. W sumie mało to ważne, po prostu lubię czasem pośpiewać „O mój rozmarynie”.  Tym razem jednak postanowiłem oddać się rockowej stronie śpiewnika. Przeglądając utwory Perfectu, Lady Pank, Dżemu, Hey, Kobranocki, Republiki, T. Love, Wilków, Budki Suflera, Oddziału Zamkniętego i jeszcze innych artystów wpadłem we wspomnieniowy nastrój. Pamiętam, gdym bardzo młodym człowiekiem był,  nie było aż takiego wyboru kanałów jak dziś, zarówno w telewizji jak i w radiu. Dwa kanały telewizyjne, bodaj cztery radiowe. Niezwykle mało w porównaniu do czasów obecnych. Oczywiście nie było również dostępu do muzyki w formie bitowej, bo komputery niezbędne do jej obróbki zapewne wielkością przerosłyby standardowy metraż mieszkanie w owych czasach, a na pewno większe były od telewizora o wdzięcznej nazwie Rubin. O komputerach domowych jeszcze nie mieliśmy szans marzyć. Internet dopiero rozpościerał skrzydła za wielką wodą, a o jego formie, znanej nam dzisiaj, jeszcze nikt nie myślał. I co z tego? Muzyki było więcej dla moich uszu. Zadziwiające. Przede wszystkim muzyki tworzonej przez polskich wykonawców. Pamiętam jak śpiewaliśmy utwory wymienionych wcześniej artystów. Znaliśmy prawie każdy tekst na pamięć, często bez zrozumienia treści, ale nie o to chodziło, by aluzje pojmować. Łatwo się zapamiętywało, a muzyka prosta i przyjemna była do śpiewania.  Chociaż jak słucham starych nagrań Budki czy Perfectu, to nie jest to takie banalnie proste. Proste nie znaczy prostackie, była i treść i forma. Wiele utworów zapewne obroniłoby się nawet, gdyby nagrane były w czasach obecnych. Szczerze mówiąc, to nie wiem czy w tej muzyce było coś specyficznego czy raczej przemawia przeze mnie nostalgia za minionymi latami. Faktem jest, że nadal słucham z przyjemnością tych nagrań i nadal muzycznie mnie interesują. Śledzę również co dzieje się w polskiej muzyce obecnie.  Z mniejszymi emocjami niż w latach dziecięcych, ale ciągle z podobną ciekawością. Ta ciekawość skłoniła mnie do zadania pytania osobie bardziej kompetentnej z racji wieku. Zapytałem mojego dwunastoletniego syna, jakiej polskiej muzyki słuchają w jego szkole. Oto odpowiedź jaką otrzymałem - „Tato, teraz się nie słucha polskiej muzyki”. Nie mam nic przeciwko muzyce z innych krajów i na miły Bóg wolałbym już na festiwalu polskiej piosenki w Oplu usłyszeć Opeth grający Mazurek Dąbrowskiego, niż po raz kolejny Marylę Rodowicz, ale zmroziło mnie to stwierdzenie młodszego. Z dwóch powodów. Jeden osobisty, bo chyba poniosłem klęskę wychowawczą, z którą będę musiał jakoś sobie poradzić. Ale myślę, że to możliwe do wykonania, wszak muzyki w domu dużo, więc edukację młodszego da się wzmocnić. Drugi powód, to niestety świadomość, że nie bardzo wiem, co prócz staroci, które dla uszu dwunastolatka mogą brzmieć archaicznie, mam mu podsuwać. Zdaje się, że ta słabość edukacyjna nie leży tylko w moim zaniedbaniu, ale również w tym, że polskiej muzyki takiej naturalnej, prostej jest bardzo mało w mediach. I już sam nie wiem czy to wina mediów czy to wina artystów, którzy coraz częściej nagrywają w angielskim. Ma to zapewne pozytywne aspekty, bo dzięki temu lepiej jako naród mówimy po angielsku. Ja jednak wolałbym, aby nawet, gdy nie bardzo umiemy jako nacja tworzyć własną muzykę, to chociaż, aby tekst do tego co kopiujemy był nasz. Chociaż tekst. Ostatnio rodzinnie słuchaliśmy najnowszych dokonań Braci Cugowskich oraz nowej płyty IRA (nie wiem jak to odmienić, przecież nie napiszę IRY…). Muzycznie wtórne ale chociaż tekstów można posłuchać. Jedną obserwacją się podzielę. Te same utwory nagrane w języku angielskim przegrywają z kretesem, w porównaniu z wersją w języku polskim. Świetny utwór „Mój Bóg” po polsku brzmi rewelacyjnie, po angielsku bardzo przeciętnie. IRA to dobry przykład zespołu, który robi fajną, prostą rockową muzykę i śpiewa po polsku. Trzeba popracować nad tym, by mój syn, gdy dobiegnie wieku refleksyjnego, brał śpiewnik i śpiewał utwory tejże kapeli. A ja sobie tym czasem zagram „Pepe wróć” Perfectu. To taki nostalgiczny utwór.

Śpiewnie pozdrawiam. :)