czwartek, 20 maja 2010

Ćwiczenia, które można wykonywać wszędzie i o każdej porze cd.

Sucha zaprawa – na podstawie książki Katarzyny Zachwatowicz-Jasieńskiej „Polskie  belcanto. Jak śpiewać dobrze”.

Swego czasu zdarzyło mi się zakupić książkę „Polskie belcanto...” traktującą jak tytuł wskazuje raczej o śpiewie klasycznym. Ale czy tytuł może  być przeszkodą w wyciśnięciu jakichkolwiek informacji niezbędnych dla rockowych wydrzypysków? Pomyślałem i nadal myślę, że nie, więc książkę przeczytałem, a czyta się ją bardzo dobrze i dość szybko. Przy tym owa księga pełna jest bardzo ciekawych informacji, podanych w prostej i łatwo przyswajalnej formie. Oczywiście ogromną zaletę stanowi fakt, że do przekazania wiedzy  Katarzyna Zachwatowicz-Jasieńska wykorzystała przyjazny nam nasz język ojczysty. Przybierałem się do napisania recenzji książki, jednakże priorytety jeszcze na to nie pozwalają. Niestety. Zachęcam wszystkich, których śpiew interesuje, do sięgnięcia po tę publikację. Jako skromy wstęp do tejże zachęty, postanowiłem napisać parę słów o bardzo użytecznych ćwiczeniach, opisanych w jednym z rozdziałów książki. Pozwoliłem sobie zatytułować ten wpis korzystając z tytułu tegoż rozdziału, mianowicie - Sucha Zaprawa. A cóż to jest można by zapytać? Już śpieszę wyjaśniać, aby z budownictwem się nie skojarzyło. Sucha zaprawa, to zestaw ćwiczeń, które pozwolą na rozgrzewkę aparatu głosowego w warunkach, gdy głośne śpiewanie może stanowić problem np. gdy czujemy się skrępowani. Ćwiczenie w warunkach skrępowania powoduje napięcia, które mogą doprowadzić do problemów. Głośno śpiewać można jedynie, gdy jest się w pełni rozluźnionym i pewnym tego co się robi, bo głośnie śpiewanie to duży wysiłek i większe prawdopodobieństwo potencjalnych uszkodzeń aparatu głosowego. Rasowy rockowiec głos ćwiczyć musi głośno, bo to głośna muzyka i trzeba pobudzić w sobie wokalnego atletę, ale ostrożność należy zachować, by przez czas możliwie długi czerpać radość ze śpiewu. Wiązadła głosowe, to nie  struny do gitary, nie wymienia się ich, gdy tracą brzmienie. Tracą je bezpowrotnie.

Z ćwiczeń warto również skorzystać przed każdym użyciem głosu czy to, gdy właśnie się obudziliśmy, czy też gdy właśnie wróciliśmy z mrozu. Głównym ich celem jest rozruszanie i przygotowanie aparatu głosowego do działania.

Czas na ćwiczenia:

1.Ustawiamy głowę prosto z luźno opuszczoną brodą i kilkanaście razy „kłapiemy żuchwą”. Dzięki temu ćwiczeniu możemy znaleźć najlepsze dla nas ustawienie głowy do śpiewania.

2.Otwieramy usta na wysokość 1 cala (cal międzynarodowy to 2,54 cm). Napinamy mocno podniebienie miękkie unosząc wysoko języczek tak aby się schował. Warto to zrobić przed lustrem udając ziewanie, bez wdechu obserwując wnętrze własnej paszczy. Napięcie powinno trwać do 3-4 sekund i powinniśmy powtórzyć je 10 razy. Możemy poczuć ból w okolicach łuków podniebienia, ale po tych kilku powtórzeniach przejdzie i poczujemy to miejsce jako pobudzone.

3.Robimy dzióbek tak jakbyśmy chcieli cmoknąć lub cmokamy. Tak również magiczne 10 razy. Rozruszamy w ten sposób wargi. Gdy jest potrzeba można wspomóc i rozetrzeć je palcami (ręce należy wcześniej umyć :) )

4.Otwieramy usta na wysokość 1 cala (pisałem ile to jest, ale jakby tak komuś wypadło z głowy, to przypomnę, że międzynarodowy cal to 2,54 cm). Stukamy czubkiem języka w dolne zęby aż poczujemy, że jest aktywny oraz pojawi się odczucie otwartego gardła - wrażenie  jak przy ziewaniu tylko bez ziewania.

Zdawać by się mogło, że proste a nawet,że zbyt proste. Porzućmy postawę oceniającą i wróćmy do statu dziecięcego, w którym dominuje postawa poznawcza – poćwiczmy. Ponieważ piszę o tych ćwiczeniach, więc milcząco można przyjąć, że w mym przypadku działają.

Na koniec słów kilka usprawiedliwienia bom zamilkł na miesięcy parę. Cóż śpiewanie jest dodatkiem do życia i dla mnie najwyżej ulokowaną w piramidzie Maslowa formą realizacji potrzeb... Niestety sprawia to, że związane z nim czynności, czasem priorytet muszą mieć mniejszy. W tym przypadku zrezygnowałem na chwilę z pisania o śpiewaniu, mam nadzieję był to wyjątek i nie przyjdzie mi więcej się tłumaczyć...

czwartek, 4 lutego 2010

Przydźwięk

Grasując po różnych forach internetowych, których głównym tematem są czynności zwane śpiewaniem, często natrafiam na ciekawe, interesujące a przede wszystkim użyteczne informacje. Tym razem udało się upolować bardzo dobrą prezentację ( http://www.youtube.com/watch?v=xTNOgaHHmKk ), czegoś co anglojęzyczni nazywają Twang a co po naszemu można określić przydźwięk.   Swoimi umiejętnościami wokalnymi przedstawia się pan o nazwisku Combes (David), które to nazwisko do chwili zapoznania się z prezentacją nie znaczyło dla mnie nic. Teraz też nie wiele wiem ale pogrzebałem i znalazłem małe co nieco on nim między innymi w tych miejscach: http://www.vocal-tech.co.uk/Teachers1.html, http://www.davidcombes.com/default.htm. To tak dla zainteresowanych i chcących dowiedzieć się coś więcej o pany Davidzie. Widać i słychać, że człowiek wie jak korzystać z tych paru centymetrów umieszczonych w krtani.

Wracając do meritum, po przesłuchaniu demonstracji poczułem, że warto napisać parę słów na temat przydźwięku oraz z grubsza dlaczego on odgrywa znaczącą rolę w czasie śpiewania.

Cóż to takiego ów przydźwięk, dlaczego i w czym miałbym nam pomóc? Otóż przydźwięk, to specyficzne brzmienie jakiego nabiera nasz głos, gdy zaczniemy manewrować nagłośnią http://pl.wikipedia.org/wiki/Nag%C5%82o%C5%9Bnia. Nagłośnia to taki twór, umieszczony w aparacie głosowym, który opuszczając się sprawia, że pokarm nie wpada nam do krtani, bo całą sobą krtań nagłośnia przykrywa i głównie taką ma pełnić rolę. Chroni nas przed tym, aby kawałek pokarmu nie sprawił, że zapukamy do nieba bram. Odpowiednie ustawienie nagłośni powoduje, że głos nabiera jasnej i czasem mało przyjemnej dla wrażliwych uszu barwy. W swojej demonstracji Combes, na przykładzie Anastazji , której brzmienie głosu dość dobrze oddaje co rozumie się pod pojęciem przydźwięk, przedstawia brzmienie z większą i mniejszą ilością przydźwięku. Czyli z bardziej zwężonym i mniej zwężonym traktem głosowym, bo opuszczenie nagłośni sprawia, że trakt głosowy się zwęża.

Owo działanie ma niebagatelną zaletę, gdyż powoduje wzmocnienie częstotliwości między 2 a 4 kHz, czyli w zakresie częstotliwości rezonansowej kanału słuchowego. To sprawia, że głos staje się dla nas bardziej nośny  czyli de facto lepiej go słyszymy. Dawno temu, gdy nikt jeszcze nie wiedział jak można korzystać z cudownych właściwości krzemu, klasycy śpiewając przepiękne arie operowe, wykorzystywali to wzmocnienie aby być słyszalnymi na tle orkiestry (singer's formant). Nie było w owych czasach mikrofonów, wzmacniaczy i innych tego typu narzędzi. Głos musiał sobie radzić korzystając z własnych naturalnych akustycznych właściwości oraz właściwości pomieszczeń, w których miał przyjemność brzmieć. Dlatego duża część klasycznej techniki wokalnej, to zapewnienie odpowiedniej nośności głosu. Przydźwięk zajmuje w technice klasycznej należne mu miejsce acz nie jest go aż tak dużo jak u Anastazji, jednak na tyle słyszalny, że głos pięknie się niesie a przy tym nie ma nieprzyjemnej, piskliwej barwy.

Jak najprościej uzyskać przydźwięk? Poniżej kilka przykładów do naśladowania:

  • dźwięk płaczącego dziecka,
  • dźwięk wydawany przez kwaczącą kaczkę,
  • dźwięk jaki wydaje pikujący samolot
  • rechot czarownicy (ang. witches cackle)
  • dźwięk syreny karetki pogotowania
Początkowo ćwiczenia mogą wydawać się dziwne, brzydkie i pozbawione sensu. Trzeba przy tym  dość ostrożnie ćwiczyć, bo łatwo się zmęczyć i popełniać błędy, a to najczęściej boli. Najlepiej, ucząc się, robić to dość ostrożnie i powoli, jednakże z myślą, że dźwięk musi zawierać dużą ilość przydźwięku i być głośny. Z czasem stopniowo należy zmniejszać jego zawartość.  Im więcej przydźwięku tym głos będzie bardziej brzydki (uogólniam, ale często tak jest odbierany) i wiercący w uszach, co pozwala łatwiej rozpoznać ów przydźwięk, ale nie pomaga uzyskać pięknego brzmienia. Gdy zmniejszymy ilość przydźwięku głos zachowa swoją nośność i jednocześnie nie będzie aż tak drażnił. Do tego trzeba czasu i ćwiczeń. Wokaliści powinni umieć dodawać odejmować przydźwięk. David Combes całkiem dobrze to robi, więc warto parę razy posłuchać i poćwiczyć z nim. Mam nadzieję, że te parę słów jakie napisałem pomoże w zrozumieniu czym przydźwięk jest i dlaczego powinniśmy umieć go kontrolować.

piątek, 29 stycznia 2010

Ćwiczenia, które można wykonywać wszędzie i o każdej porze cd.

Mruczenie (mormorando ang. humming/hum)

Kolejne z serii ćwiczeń, które pozornie nic nie znaczą a jednak warto im się przyjrzeć. Mormorando podobnie jak lip trill, nie zbuduje głosu, ale pozwoli lepiej gospodarować powietrzem, brać delikatnie dźwięk, poprawić intonację i przede wszystkim znaleźć właściwy rezonans. Ważne, jednak jest to aby wykonywać je dokładnie i powoli, skupiając się na tym, co w danej chwili ćwiczymy. Koncentracja jest jednym z kluczowych elementów w czasie nauki śpiewu. Dodatkową zaletę mruczenia można znaleźć w tym, że możemy je wykonywać w dowolnym miejscu i czasie, bez zbytniego skrępowania. Wielu ludzi mruczy często o tym nie myśląc i nikogo to zbytnio nie dziwi.

Mruczenie jest bardzo proste i właściwie każdy z nas wie jak je wykonać. :) Wystarczy przy zamkniętych ustach, na spółgłosce „m” wydobyć dźwięk. Anglojęzyczni używają zbitki głosowej „Hmm”, jednakże „H” nie powinno być słyszalne, ponieważ powoduje pojawienie się chuchania w głosie, co nie jest wskazane.

Tak jak napisałem pełnego głosu w ten sposób się nie zbuduje, ale można ćwiczyć:
  • zapamiętywanie melodii - nauka nowych utworów może zacząć się od ich wymruczenia ponieważ aby w ogóle myśleć o zaśpiewaniu utworu trzeba wcześniej „słyszeć” melodię w głowie, mieć ją zapamiętaną. Mruczenie może przy tym pomóc. Nie jest szczególnie obciążające dla głosu, więc zapamiętujemy melodię bez zbytniego zmęczenia,
  • poprawę intonacji - jeśli ćwiczymy swobodnie, delikatnie (piano) i powoli skupiając się na melodii a nie technice wokalnej,
  • poszukiwanie i znalezienie (!) rezonansu - to największa zaleta mruczenia. Przy prawidłowym rezonansie dźwięk umiejscawiany jest w obszarze znajdującym się między górnymi zębami, nosem a oczodołami. Takie miejsce, gdzie idąc na bal kostiumowy zakładało się maseczkę stąd określenie śpiewanie „na maskę”/”przez maskę”. Mruczymy delikatnie szukając tego miejsca, a gdy już wydaje nam się, że znaleźliśmy, to otwieramy usta i ćwiczymy na samogłoskach "uoaei". Wszystko swobodnie, delikatnie(piano) i powoli. Dokładność bardzo pomaga. Prawidłowy rezonans to mocny i nośny dźwięk.
Oczywiście mruczenie to proste ćwiczonko, które ma wspomagać nas przy nauce śpiewu, ale trzeba mieć świadomość, że nie jest panaceum… Nie zastąpi ćwiczeń wykonywanych na pełnym głosie.