poniedziałek, 30 listopada 2015

Atak raz jeszcze

O ataku pisałem wcześniej w tym wpisie. Trochę teoretycznie, więc czytając ów wpis postanowiłem go rozszerzyć o bardziej praktyczne informacje. Informacje, które pomogą nie tylko wiedzieć jak dźwięk możemy atakować, ale również umieć odróżnić sposoby atakowania dźwięku.

Dla przypomnienia napiszę, że dźwięk atakować możemy na trzy sposoby: twardy, chuchający oraz miękki. W tradycyjnej literaturze wskazuje się na atak miękki jako najbardziej pożądany, ponieważ nie obciąża więzadeł głosowych. W literaturze związanej z mniej tradycyjnym nauczaniem śpiewu już nie przywiązuje się takiej wagi do tego elementu. Przykładowo według CVT każdy rodzaj ataku jest odpowiedni i nie powinien stanowić problemu dla więzadeł głosowych. Myślę, że generalnie lepiej się trzymać miękkiego atakowania dźwięku, bo tak jest zwykle ładniej i bezpieczniej. Inna sprawa, że w muzyce rozrywkowej, która w przeciwieństwie do klasycznej, nie potrzebuje akustycznego wzmocnienia, można śpiewać bez problemów z atakiem chuchającym. W rocku trzeba czasem powrzeszczeć. Wszystko z umiarem. Nie na tym się jednak skupię w tym wpisie.

Jak zatem odróżnić od siebie sposoby atakowania dźwięków. Z pomocą mogą przyjść ćwiczenia przedstawione przez Richarda Millera  w książce "The structure of singing".

Zacznijmy od ataku chuchającego:

Ćwiczenie polega na wypowiadaniu frazy "HA HA HA HA HA". Powtarzamy pięć razy po kolei "HA" skupiając się na początkowy "H" ale jednocześnie zwracając uwagę na następujące po nim dźwięczne "A". Całą frazę 5 x "HA" powtarzamy kilka razy po sobie, spokojnie i powoli. Dzięki temu ćwiczeniu możemy zaobserwować jak dochodzi do zwarcia więzadeł głosowych. Możemy poczuć przepływające powietrze, po którym następuj zwarcie więzadeł i pojawia się dźwięk w postaci głoski "A". Atak chuchający możemy zaobserwować, gdy szepczemy.

Następnie przejdziemy do ataku twardego:

Podobnie jak poprzednio wypowiadamy frazę, ale teraz zbudowana jest ona następująco "UH UH UH UH UH". Powtarzamy pięć razy po kolei "UH" skupiając na trochę wybuchowym początku. Całą frazę 5 x "UH" powtarzamy kilka razy po sobie, spokojnie i powoli. Dzięki temu ćwiczeniu możemy zaobserwować jak występuje napięcie więzadeł a po nim fonacja. Atak twardy pojawia się często, gdy kaszlemy można zaobserwować eksplozywne powstawanie dźwięku.

Ostatnie ćwiczenie, ma na celu obserwację ataku miękkiego:

Tym razem wypowiadamy frazę "AH AH AH AH AH". Powtarzamy pięć razy po kolei "AH" wyobrażając sobie jakby to było "HAH" z tym, że to pierwsze "H" zostaje tylko w wyobrażeniu i nie może być słyszalne (jeśli wyobrazimy sobie wcześniej jego użycie, to automatycznie przygotowujemy aparat głosowy do fonacji). Całą frazę powtarzamy wielokrotnie, spokojnie i powoli. Powinniśmy mieć wrażenie, że przed wypowiadaną głoską "A" jak i po niej nie następuje przepływ powietrza oczywiście za świadomością, że taki przepływ występuje, ponieważ do powstania dźwięku jest on niezbędny. Nie powinniśmy odczuwać/słyszeć nadmiernego przepływu powietrza jak i wybuchowego powstawania dźwięku. Powinno być gładko i miękko.

Powyższe ćwiczenia pomogą znaleźć u siebie sposób atakowania dźwięku. Są relatywnie proste i bardzo pomocne. Nieprawidłowe rozpoczęcie dźwięku często jest nie tylko mało bezpieczne ale również może być przyczyną błędów intonacyjnych, co dla słuchacza ma bardzo duże znaczenie.

Śpiewnie pozdrawiam. :-)

środa, 25 listopada 2015

O rezonansie raz któryś...

Zacznę od cytatu:

"Ludziom wydaje się, że w wytwarzaniu głosu bierze udział całe ciało - co pod względem wielkości stawiałoby ludzki instrument tuż obok kontrabasu. W rzeczywistości w wydobywaniu dźwięku nie uczestniczą ani klatka piersiowa, ani plecy, ani brzuch, pośladki czy nogi. Cały dźwięk bierze się z krtani i tej części dróg oddechowych, która leży ponad nią."  Świat Nauki z lutego 2008 nr 2 (198) Ingo R. Titze "Wielki głos z małej krtani".

Artykuł należy do tych, które każdy, kogo interesuje śpiewanie również od strony fizycznej, znać powinien. Napisany świetnym prostym językiem, bez szaleństw terminologicznych. Kawał dobrej roboty, jak wszystko co wychodzi spod pióra pana doktora Titze. Z artykułu możemy dowiedzieć się jak powstaje głos i jak pięknie natura zaprojektowała nasz aparat głosowy. Powstawanie głosu to proces bardzo złożony, bardzo ciekawy, dość trudny do badania i ciągle nie do końca poznany. Zatem zachęcam do zapoznania się z tym artykułem, aby wzbogacić swą wiedzę "jak to działa".

Dużo treści z tego artykułu zawarłem w jednym z wpisów na blogu, jeśli ktoś nie będzie mógł dotrzeć do artykułu, to można skorzystać z mojego wpisu, aczkolwiek to tylko drobny wycinek. We wspomnianym wpisie zwróciłem uwagę na to, gdzie następuje wzmocnienie dźwięku z wykorzystaniem rezonansu akustycznego.  Dzisiaj napiszę o pewnych różnicach między tym, co w tym aspekcie, wykorzystywane jest w nauczaniu śpiewu a tym, co badacze głosu odkryli i napisali.

Każdy kto uczy się śpiewać czy interesuje się śpiewem styka się z określeniami takimi jak: rezonans piersiowy, rezonans głowy. Sugerują one, że w procesie wzmacniania dźwięku wykorzystywane są rezonatory takie jak klatka piersiowa czy głowa. Może to być mylnie interpretowane.

Z fizycznego punktu widzenia klatka piersiowa nie jest dobrym rezonatorem. Ze względu na swą rolę i budowę, dźwięków nie wzmacnia w stopniu mającym znaczenie dla śpiewu. Wyściełana jest tkanką miękką, która raczej absorbuje dźwięk, płuca mają strukturę gąbczastą, gdy są wypełnione powietrzem, to owo powietrze raczej trudno traktować jako jednolitą masę. ("W.Vennard - Singing: The Mechanism and the Technic") Oczywiście ponieważ nasze ciało składa się z kości, to drgania przenoszą się drogą kostną. Jednak te drgania nie mają znaczącego wpływu na wzmocnienie dźwięku emitowanego. Nie znaczy to, że tych drgań nie można odczuć i się nie odczuwa. Wiele osób odczuwa drgania w tych okolicach przy wydobywaniu niskich dźwięków. Przy tym są pewne odczucia, które wskazują, że śpiewa się prawidłowo. Zatem, nauczyciel mówiąc, że należy zaśpiewać głosem piersiowym ma na myśli niższe dźwięki, przy których odczuwamy drgania poniżej krtani.

Podobnie jest z rezonansem głowowym. Takie określenie ma swoje uzasadnienie ponieważ główny rezonator czyli trakt głosowy (gardło i jama ustna) znajdują się jakby nie było w głowie (i szyi). Natomiast, to nie kości głowy czy przestrzenie w twarzy budują potęgę głosu. Rezonans zachodzi głównie w trakcie głosowym i chociaż drgania pojawiają się w twarzy czy czaszce, co naturalnie odczuwamy, to nie mogą one akustycznie konkurować z rezonansem traktu głosowego. ( J. Sounderberg Vocal Track Resonance In Singning). Zatem, nauczyciel mówiąc, że należy zaśpiewać głosem głowowym ma na myśli wyższe dźwięki, przy których odczuwamy drgania w głowie.

Odczucia w klatce piersiowej czy w głowie mogą być oznakami prawidłowego śpiewania i pomagają dobrze ustawić głos. Warto jednak wiedzieć, co od strony fizycznej dzieje się w naszym organizmie, bo to czasem może być bardzo pomocne w doskonaleniu śpiewania czy po prostu w komunikacji na temat śpiewu.

Śpiewnie pozdrawiam. :-)

sobota, 14 listopada 2015

Się wystraszyłem


Właśnie, wystraszyłem się. A wszystko przez zbytnią pewność siebie i trochę nonszalanckie podejście. No, ale do rzeczy. 

Robimy nagrania materiału na kolejną płytę. Zaczęliśmy od nagrania szkiców, aby popracować nad aranżami i produkcją. Szybko na tzw. setkę czyli na żywo, nagraliśmy zespół, bez wokali. W następnym kroku wzięliśmy się za nagrania głosów. Ponieważ utwory mamy relatywnie ograne, więc nie miałem obaw. Założenie proste - nagrywamy bez poprawek z jedną dodatkową ścieżką, aby wykorzystać do dubli i jakieś nieskomplikowane chórki. Prosto, energetycznie i bez pedanterii. Specjalnie nagrania przez mikrofon dynamiczny, bo oddaje energię i bardziej odporny na wrzaski. Zbytnio nam się nie śpieszyło, ale chcieliśmy jednak szybko zamknąć temat i ruszać z produkcją. Słuchawki na uszy, podkład puszczony i wydzieramy się. Pierwsze utwory poszły zachęcająco. Szybko i sprawnie. W założonym czasie zrobiliśmy główne wokale i chórki. I niestety pojawił się problem. Zapomniałem, że o głos trzeba dbać, szczególnie, gdy się go dość mocno wykorzystuje. 

Nagrania zawsze mnie obciążają, bo nie lubię śpiewać w słuchawkach i zwykle śpiewam za głośno. To ma swoje plusy, bo jest energetycznie, ale niestety szybciej pojawia się zmęczenie i potrzeba odpoczynku. Zwykle dzień, dwa i wszystko jest ok. Wystarczy nie przeginać z obciążeniem, dobrze się nawadniać, wypocząć, wyspać i oszczędzać trochę głos a wszystko szybko wraca do normy. Tak też zawsze robiłem. Nawet jeśli się trochę zdarłem czy zmęczyłem, po krótkiej przerwie wracałem do formy. Nie dopuszczałem też by zmęczenie było na tyle duże, aby powodowało ograniczenia w głosie. Robiło się matowo i może trochę więcej wysiłku kosztowały wyższe dźwięki, ale szybko wracałem do formy. Tym razem było inaczej. Po pierwszych nagraniach, zadowolony z rezultatów, zapomniałem, że po wysiłku trzeba odpocząć. 

Lubię wysiłek fizyczny. Biegam 5-6 razy w tygodniu, nie mniej niż 10 km. Gdy biegam w towarzystwie a zwykle tak robię, to lubię rozmawiać i gadam przez cały bieg, chyba że biegniemy szybciej niż konwersacyjnie. Oczywiście po nagraniach nie odpuszczałem. Zmęczone więzadła głosowe obciążałem jeszcze bardziej biegając. Do tego zdarzało się na nagrania przyjechać rowerem i zaraz po ukończeniu również rowerem wracać. Parę razy zmarzłem niemiłosiernie. Przyzwyczajony jestem do zmęczenia po biegu czy jeździe na rowerze i czasem wychłodzenia. Zbytnio mi to nie szkodziło, ale nie wziąłem pod uwagę, że aparat głosowy to delikatny instrument. 

Tym razem wysiadłem przy nagraniu. Czułem, że nie jestem w formie, ale ambicja robi swoje. Skończyło się tym, że przy wyższych dźwiękach pojawiły się napięcia i zaciski a nawet brak kontroli. Sadziłem koguty jak początkujący wydrzymorda. To mnie dodatkowo zmyliło, bo pomyślałem, że to problemy techniczne. Nie ćwiczyłem ostatnio i pomyślałem, że wypadłem z formy, wiec zacząłem ćwiczyć. W ten sposób jeszcze bardziej się zdarłem, bo oczywiście ćwiczenia mi nie wychodziły. W końcu dotarło do mnie, że to fizjologicznie jest coś nie tak. W nagłym przypływie rozsądku, postanowiłem ograniczyć do maksimum wykorzystanie głosu. Przestałem śpiewać i mało mówiłem. Po tygodniu nadal było źle, bo niestety nie byłem wytrwały w postanowieniach i mimo, że nie śpiewałem, to zdarzało się mówić więcej niż potrzeba a i trochę biegania też było. Po dwóch tygodniach, dość już wystraszony utrzymującym się problemem, poszedłem do laryngologa. Wizyta trochę mnie podbudowała, bo znaczących zmian nie było widać. Lekarz wskazał na potrzebę wypoczynku, nawadniania i oszczędzania głosu. Ponieważ jeszcze nie czułem się ok, więc dostałem skierowanie do foniatry. Udało się szybko umówić wizytę. Przez ten czas oszczędzałem się jeszcze bardziej, wsuwałem witaminy A, C, i E, dużo piłem wody i wypoczywałem czyli nie było wysiłku fizycznego. Foniatra przejrzał aparat głosowy. Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Głęboko odetchnąłem. 

Pierwszy raz tak mocno nadwyrężyłem głos i musiałem mieć dłuższą przerwę. Niecałe trzy tygodnie, to nie jest dużo, ale dla psychiki, to szmat czasu... Najważniejsze, aby wyciągnąć wnioski na przyszłość. A te nas tę chwilę mam takie:

a) Jeśli to tylko możliwe jak najmniej obciążać głos. Muszę sobie jednak poradzić z problemem śpiewania na słuchawkach. Jakoś to zawsze ignorowałem, ale czas zmienić. Trochę pracy trzeba będzie wykonać.

b) Oszczędzać się, po nagraniach. Nie szaleć fizycznie, uważać na pogodę i generalnie dawać sobie czas na odpoczynek. Im człowiek starszy tym więcej potrzeba czasu na regenerację.

c) Pamiętać o pokorze, przestać być aż tak bardzo pewnym swego i podchodzić do śpiewania w mniej nonszalancki sposób, nawet jeśli są to tylko próbki...

Pierwszy raz, mimo wielu lat wydzierania, doprowadziłem się do stanu, gdy straciłem parę dźwięków. Mimo tłumaczenia sobie, że to tylko przemęczenie, to jednak pojawiła się obawa, że może to coś bardziej znaczącego i bardziej trwałego. Wystraszyłem się. Pojawiło się poczucie straty na tyle znaczące, że wygoniło mnie do lekarzy. Kiedyś oczywiście możliwości odejdą, bo z wiekiem wszystko odchodzi, ale lepiej aby to się stało w sposób naturalny a nie wynikający z braku rozsądku. Pozostaje jeszcze bardziej rozważnie postępować z głosem, czego sobie i innym też życzę...

Śpiewnie pozdrawiam. :-)


środa, 11 listopada 2015

Wolne myśli

Upłynęło trochę czasu od ostatniego wpisu, pewnie dlatego, że nigdy nie byłem fanem uzewnętrzniania się na blogu, więc jakoś specjalnie nie pisałem o swoich wewnętrznych przemyśleniach. Raczej takie techniczne dywagacje, o tym co i jak w śpiewie ważne, z mojej rockowej perspektywy. Głównie dla siebie, ale z myślą, że może komuś się to przyda. Nie zawsze jest na takie pisanie czas a i więcej wysiłku trzeba włożyć w napisanie sensownych paru zdań (po czasie oceniam, że nie wszystkie były sensowne, ale przynajmniej się takie wydawały w momencie pisania... :-) ). Ponieważ pisanie zaczęło mi sprawiać jeszcze większa frajdę, więc postanowiłem pisać też o mniej technicznych sprawach, bo łatwiej i szybciej. Dzisiaj jakoś specjalnie wiele nie będzie, ale podzielę się pewną obserwacją. 

Lubię czytać różne fora czy grupy dyskusyjne, gdzie ludzie próbują dyskutować o śpiewaniu. Bywa, że owe dyskusje kończą się wielostronicową wymianą niewybrednych epitetów. Pojawia się postawa oceniająca a znika, takie bardzo dziecięce i bardzo ważne podejście, jakim jest postawa poznawcza. Poznawać znaczy zadawać pytania. Poznawać znaczy mieć świadomość niewiedzy. To niezwykle trudne, bo ludzie nie lubią przyznawać się do niewiedzy. Bywa, że miast pytać, co kieruje kimś w takim a nie innym działaniu, poznać intencje, pojawia się ocena. W ten sposób oczywiście łatwo wpaść w mini wojnę... Oceniany zaczyna się bronić i to co było sednem wątku, znika w zakamarkach erystyki.  A wiadomo, że wygra ten, który w erystyce bieglejszy a nie ten, kto prawdzie bliższy. Brakuje mi takich prostych pytań jak dlaczego? co jest powodem? z czego to wynika etc. Brakuje próby poznania. Bywa, że taką postawę obserwuję u relatywnie młodych ludzi. Zastanawiam się dlaczego tak się dziej? Oczywiście nie mi oceniać i znaleźć przyczynę, bo ani wiedzy ani rozumu wystarczająco dużo. Przy tym sądzę, że nie ma prostej odpowiedzi na to pytanie. Zapewne, gdyby próbować odpowiedzieć, to lista powodów byłaby duża a moja pewnie za mała, by wyjaśnić... Zatem nawet nie próbuję pisać. Tak to widzę, więc obserwacją się dzielę. Może kiedyś to ulegnie zmianie. A ponieważ zmiany powinno się zaczynać od siebie, to pilnuję się bym poznawał a nie oceniał. Trudne, ale przynosi korzyści. Z każdym dniem zaczyna mi być bliższe "wiem, że nic nie wiem".... Idąc dalej, staram się również swoim dzieciom przypominać, aby nie zapominały zadawać pytania, nawet jak mają mnie dręczyć tym ciągłym dlaczego, dlaczego, dlaczego...Więcej się nauczą i większą radość z życia być może będą miały. 

I tak napisałem o obserwacji, która ma w sobie znamiona oceny, ;-) ponieważ różnicuję postawę oceniającą i poznawczą. Czyli de facto, sam po trochu przyjmuję postawę oceniającą... "I cały misterny plan też w..." jak mawiał klasyk. No może nie do końca tak jest. Różnicując, chciałem napisać, że wydaje mi się ona częstsza. To moja obserwacja i oczywiście mogę się mylić. Tak czy inaczej obie są ważne, bo jedna pozwala nam poznawać a druga wyrazić nasze zdanie. Tylko tak czasem bywa, że odczuwam znaczący brak tej poznawczej a częściej słyszę wyrażenie zdania. Tyle.

Śpiewnie pozdrawiam. :-)

piątek, 29 maja 2015

Prawdziwy głos?


Posłuchałem ostatnio krótkiego fragmentu wywiadu z członkami zespołu Deep Purple. Ian Gillan, frontman, zawsze był jednym z moich ulubionych wokalistów, stąd też moje ciągłe zainteresowanie ich działalnością. Gitarzysta Steve Morse, notabene jeden z ciekawszych gitarzystów rockowych swojego pokolenia, wypowiada się o dzisiejszej muzyce w następujący sposób:


Steve podkreśla, że w obecnych czasach, nagrany głos korygowany jest pod kątem czystości. Cóż powiedzieć, taka jest rzeczywistość. Korekcja intonacji jest konieczna, bo często wokaliści rozpoczynając swoją karierę, nie mają jeszcze na tyle umiejętności, by świetnie sobie radzić z materiałem muzycznym, bywa że bardzo trudnym. Szybciej i łatwiej jest dokonać korekcji niż czekać, aż wokalista nabierze stosownych umiejętności. Rynek muzyczny wymaga ciągłej zmiany i nowości, a talent rodzi się raz na jakąś tam liczbę przypadków, dość że nie aż tak często, by móc przebierać. Przy tym ludzki głos, to nie jest sztuczny instrument. Jego praca zależy nie tylko od umiejętności jakie posiada wokalista, ale również od szeregu niezależnych od śpiewaka elementów. O błąd wykonawczy jest znacznie łatwiej niż przykładowo grając na gitarze, a błąd wokalisty jest znacznie szybciej wychwytywany niż błąd gitarzysty. W muzyce klasycznej, w szczególności w operze, są tacy którzy tylko czekają aż śpiewakowi noga się podwinie. Niejeden usłyszał gromki śmiech czy został wygwizdany za błąd, który przykładowo w muzyce rockowej mógłby dodać koloru. 

Rynek muzyczny tak się zmienił, że czystość wykonawcza stała się jednym z ważniejszych elementów. Dlaczego, to nie mi oceniać, ale takie jest wymaganie. Wszyscy muszą być perfekcyjni wręcz do bólu. Różnicę w podejściu słychać dość dobrze w nagraniach sprzed ery obróbki cyfrowej. Znajdziemy tam zarówno drobne fałsze, błędy intonacyjne jak i nierówności rytmiczne, których nie można było w tamtym okresie usunąć z materiału muzycznego. Wszystko to razem się broni, bo instrumenty również nie zawsze stroją, muzycy też nie do końca nad nimi panują. Z mojej perspektywy, to taki element prawdy w muzyce. Daję odbiorcy siebie takim jakim jestem, nagrywam tak jak potrafię, oczywiście wkładając w to maksimum pracy i energii. Taki przekaz do mnie przemawia, ale to do mnie i nie znaczy, że tak musi już być. 

Wielu ludzi lubi perfekcyjne wykonania, taka perfekcja studyjna zmusza tych, którzy chcą odtworzyć możliwie jak najdokładniej utwór, do ciężkiej pracy. Nie dość, że trzeba nauczyć się utworu, to jeszcze nauczyć się wykonania, które przeszło obróbkę cyfrową i jest na tyle perfekcyjne, że sam artysta nie bardzo umiej je wykonać na żywo w takiej samej formie. To sprawia, że nowe pokolenia, jeśli tylko się starają, wchodzą na wyższy poziom kompetencji. Mi perfekcja nie przeszkadza, wprost przeciwnie. Zawsze mnie fascynowało jak ludzie do niej dochodzą. Należę do tej grupy, która woli utwór zmienić, tak by weń włożyć jak najwięcej z siebie niż skupić się nad perfekcyjnym wykonaniem. Pewnie dlatego, że w wielu obszarach, dzięki swoim ułomnościom, nie jestem w stanie osiągnąć perfekcji…

Myśl jaką stara się przekazać Steve, można odczytać następująco, to czego słuchamy na nagraniach jest oderwane od rzeczywistości, muzycy którzy chcą trafić do swoich fanów wracają do korzeni. Grają na żywo, grają koncerty przekazują swoją muzykę taką jaka ona jest w nich samych, bez nadmiernej obróbki. Przychylam się do takiego myślenia, chociaż chciałbym aby były zarówno perfekcyjnie nagrane płyty jak i świetne, pełne energii koncerty. To razem daje więcej pozytywnych doznań.

Na koniec taki trochę czarny humor w kontekście talentu muzycznego i jego połączenia z umiejętnościami realizatorskimi. Czy trzeba być specjalnie utalentowanym muzycznie by zrobić popowy utwór jakich pełno w mediach? Odpowiedzcie sobie sami po przesłuchaniu tego klipu.




Śpiewnie pozdrawiam. :)



czwartek, 14 maja 2015

Kreatywne podejście do coverów!

Znowu się obudziłem i postanowiłem napisać, tak widać mam. Nie piszę, nie piszę aż w końcu coś tam do głowy przyjdzie. Nie mam teraz ani czasu ani weny by pisać dużo i rozwlekle, zatem dzisiaj wrzucę tylko link do ciekawego i bardzo kreatywnego opracowania utworu Michaela Jacksona "The way you make me feel".



Podziwiam dziewczynę za umiejętności korzystania z narzędzi wspierających muzyków. Kawehi, bo tak ma ona na imię, korzysta z dwóch urządzeń Bossa, Coopera RC-300 i pedału przełącznikowego FS-6. W bardzo kreatywny i muzyczny sposób opracowała utwór MJ. Przy tym głosowo nie jest to jakoś specjalnie wyrafinowane, ale jaka rytmika! Jak lekko płynnie to wszystko wykonuje. Aranżacyjnie też jest przyjemnie, co w moim przypadku objawia się uruchomieniem odnóży i rytmicznym stukaniem stopy w podłoże. Znaczy jest fajnie, chce się ruszać a przecież o to chodzi w muzyce. Ciekawe nastawienie mają również obecne w czasie muzykowania psy. Mocno zblazowane, dodają ciekawego koloru wykonywanej muzyce. Muszą być mocno przyzwyczajone do dźwięków.


Nagranie wygląda jakby zrobione od niechcenia a przecież kosztuje ogrom pracy nim się dojedzie do takiego poziomu kompetencji. Super!


Warto posłuchać, a może i spróbować popracować nad podobnymi opracowaniami. To zupełnie inne coverowanie niż takie sztampowe odegranie utworu jak najbliżej oryginału.


Śpiewnie pozdrawiam. :-)