sobota, 14 listopada 2015

Się wystraszyłem


Właśnie, wystraszyłem się. A wszystko przez zbytnią pewność siebie i trochę nonszalanckie podejście. No, ale do rzeczy. 

Robimy nagrania materiału na kolejną płytę. Zaczęliśmy od nagrania szkiców, aby popracować nad aranżami i produkcją. Szybko na tzw. setkę czyli na żywo, nagraliśmy zespół, bez wokali. W następnym kroku wzięliśmy się za nagrania głosów. Ponieważ utwory mamy relatywnie ograne, więc nie miałem obaw. Założenie proste - nagrywamy bez poprawek z jedną dodatkową ścieżką, aby wykorzystać do dubli i jakieś nieskomplikowane chórki. Prosto, energetycznie i bez pedanterii. Specjalnie nagrania przez mikrofon dynamiczny, bo oddaje energię i bardziej odporny na wrzaski. Zbytnio nam się nie śpieszyło, ale chcieliśmy jednak szybko zamknąć temat i ruszać z produkcją. Słuchawki na uszy, podkład puszczony i wydzieramy się. Pierwsze utwory poszły zachęcająco. Szybko i sprawnie. W założonym czasie zrobiliśmy główne wokale i chórki. I niestety pojawił się problem. Zapomniałem, że o głos trzeba dbać, szczególnie, gdy się go dość mocno wykorzystuje. 

Nagrania zawsze mnie obciążają, bo nie lubię śpiewać w słuchawkach i zwykle śpiewam za głośno. To ma swoje plusy, bo jest energetycznie, ale niestety szybciej pojawia się zmęczenie i potrzeba odpoczynku. Zwykle dzień, dwa i wszystko jest ok. Wystarczy nie przeginać z obciążeniem, dobrze się nawadniać, wypocząć, wyspać i oszczędzać trochę głos a wszystko szybko wraca do normy. Tak też zawsze robiłem. Nawet jeśli się trochę zdarłem czy zmęczyłem, po krótkiej przerwie wracałem do formy. Nie dopuszczałem też by zmęczenie było na tyle duże, aby powodowało ograniczenia w głosie. Robiło się matowo i może trochę więcej wysiłku kosztowały wyższe dźwięki, ale szybko wracałem do formy. Tym razem było inaczej. Po pierwszych nagraniach, zadowolony z rezultatów, zapomniałem, że po wysiłku trzeba odpocząć. 

Lubię wysiłek fizyczny. Biegam 5-6 razy w tygodniu, nie mniej niż 10 km. Gdy biegam w towarzystwie a zwykle tak robię, to lubię rozmawiać i gadam przez cały bieg, chyba że biegniemy szybciej niż konwersacyjnie. Oczywiście po nagraniach nie odpuszczałem. Zmęczone więzadła głosowe obciążałem jeszcze bardziej biegając. Do tego zdarzało się na nagrania przyjechać rowerem i zaraz po ukończeniu również rowerem wracać. Parę razy zmarzłem niemiłosiernie. Przyzwyczajony jestem do zmęczenia po biegu czy jeździe na rowerze i czasem wychłodzenia. Zbytnio mi to nie szkodziło, ale nie wziąłem pod uwagę, że aparat głosowy to delikatny instrument. 

Tym razem wysiadłem przy nagraniu. Czułem, że nie jestem w formie, ale ambicja robi swoje. Skończyło się tym, że przy wyższych dźwiękach pojawiły się napięcia i zaciski a nawet brak kontroli. Sadziłem koguty jak początkujący wydrzymorda. To mnie dodatkowo zmyliło, bo pomyślałem, że to problemy techniczne. Nie ćwiczyłem ostatnio i pomyślałem, że wypadłem z formy, wiec zacząłem ćwiczyć. W ten sposób jeszcze bardziej się zdarłem, bo oczywiście ćwiczenia mi nie wychodziły. W końcu dotarło do mnie, że to fizjologicznie jest coś nie tak. W nagłym przypływie rozsądku, postanowiłem ograniczyć do maksimum wykorzystanie głosu. Przestałem śpiewać i mało mówiłem. Po tygodniu nadal było źle, bo niestety nie byłem wytrwały w postanowieniach i mimo, że nie śpiewałem, to zdarzało się mówić więcej niż potrzeba a i trochę biegania też było. Po dwóch tygodniach, dość już wystraszony utrzymującym się problemem, poszedłem do laryngologa. Wizyta trochę mnie podbudowała, bo znaczących zmian nie było widać. Lekarz wskazał na potrzebę wypoczynku, nawadniania i oszczędzania głosu. Ponieważ jeszcze nie czułem się ok, więc dostałem skierowanie do foniatry. Udało się szybko umówić wizytę. Przez ten czas oszczędzałem się jeszcze bardziej, wsuwałem witaminy A, C, i E, dużo piłem wody i wypoczywałem czyli nie było wysiłku fizycznego. Foniatra przejrzał aparat głosowy. Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Głęboko odetchnąłem. 

Pierwszy raz tak mocno nadwyrężyłem głos i musiałem mieć dłuższą przerwę. Niecałe trzy tygodnie, to nie jest dużo, ale dla psychiki, to szmat czasu... Najważniejsze, aby wyciągnąć wnioski na przyszłość. A te nas tę chwilę mam takie:

a) Jeśli to tylko możliwe jak najmniej obciążać głos. Muszę sobie jednak poradzić z problemem śpiewania na słuchawkach. Jakoś to zawsze ignorowałem, ale czas zmienić. Trochę pracy trzeba będzie wykonać.

b) Oszczędzać się, po nagraniach. Nie szaleć fizycznie, uważać na pogodę i generalnie dawać sobie czas na odpoczynek. Im człowiek starszy tym więcej potrzeba czasu na regenerację.

c) Pamiętać o pokorze, przestać być aż tak bardzo pewnym swego i podchodzić do śpiewania w mniej nonszalancki sposób, nawet jeśli są to tylko próbki...

Pierwszy raz, mimo wielu lat wydzierania, doprowadziłem się do stanu, gdy straciłem parę dźwięków. Mimo tłumaczenia sobie, że to tylko przemęczenie, to jednak pojawiła się obawa, że może to coś bardziej znaczącego i bardziej trwałego. Wystraszyłem się. Pojawiło się poczucie straty na tyle znaczące, że wygoniło mnie do lekarzy. Kiedyś oczywiście możliwości odejdą, bo z wiekiem wszystko odchodzi, ale lepiej aby to się stało w sposób naturalny a nie wynikający z braku rozsądku. Pozostaje jeszcze bardziej rozważnie postępować z głosem, czego sobie i innym też życzę...

Śpiewnie pozdrawiam. :-)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz