poniedziałek, 30 listopada 2015

Atak raz jeszcze

O ataku pisałem wcześniej w tym wpisie. Trochę teoretycznie, więc czytając ów wpis postanowiłem go rozszerzyć o bardziej praktyczne informacje. Informacje, które pomogą nie tylko wiedzieć jak dźwięk możemy atakować, ale również umieć odróżnić sposoby atakowania dźwięku.

Dla przypomnienia napiszę, że dźwięk atakować możemy na trzy sposoby: twardy, chuchający oraz miękki. W tradycyjnej literaturze wskazuje się na atak miękki jako najbardziej pożądany, ponieważ nie obciąża więzadeł głosowych. W literaturze związanej z mniej tradycyjnym nauczaniem śpiewu już nie przywiązuje się takiej wagi do tego elementu. Przykładowo według CVT każdy rodzaj ataku jest odpowiedni i nie powinien stanowić problemu dla więzadeł głosowych. Myślę, że generalnie lepiej się trzymać miękkiego atakowania dźwięku, bo tak jest zwykle ładniej i bezpieczniej. Inna sprawa, że w muzyce rozrywkowej, która w przeciwieństwie do klasycznej, nie potrzebuje akustycznego wzmocnienia, można śpiewać bez problemów z atakiem chuchającym. W rocku trzeba czasem powrzeszczeć. Wszystko z umiarem. Nie na tym się jednak skupię w tym wpisie.

Jak zatem odróżnić od siebie sposoby atakowania dźwięków. Z pomocą mogą przyjść ćwiczenia przedstawione przez Richarda Millera  w książce "The structure of singing".

Zacznijmy od ataku chuchającego:

Ćwiczenie polega na wypowiadaniu frazy "HA HA HA HA HA". Powtarzamy pięć razy po kolei "HA" skupiając się na początkowy "H" ale jednocześnie zwracając uwagę na następujące po nim dźwięczne "A". Całą frazę 5 x "HA" powtarzamy kilka razy po sobie, spokojnie i powoli. Dzięki temu ćwiczeniu możemy zaobserwować jak dochodzi do zwarcia więzadeł głosowych. Możemy poczuć przepływające powietrze, po którym następuj zwarcie więzadeł i pojawia się dźwięk w postaci głoski "A". Atak chuchający możemy zaobserwować, gdy szepczemy.

Następnie przejdziemy do ataku twardego:

Podobnie jak poprzednio wypowiadamy frazę, ale teraz zbudowana jest ona następująco "UH UH UH UH UH". Powtarzamy pięć razy po kolei "UH" skupiając na trochę wybuchowym początku. Całą frazę 5 x "UH" powtarzamy kilka razy po sobie, spokojnie i powoli. Dzięki temu ćwiczeniu możemy zaobserwować jak występuje napięcie więzadeł a po nim fonacja. Atak twardy pojawia się często, gdy kaszlemy można zaobserwować eksplozywne powstawanie dźwięku.

Ostatnie ćwiczenie, ma na celu obserwację ataku miękkiego:

Tym razem wypowiadamy frazę "AH AH AH AH AH". Powtarzamy pięć razy po kolei "AH" wyobrażając sobie jakby to było "HAH" z tym, że to pierwsze "H" zostaje tylko w wyobrażeniu i nie może być słyszalne (jeśli wyobrazimy sobie wcześniej jego użycie, to automatycznie przygotowujemy aparat głosowy do fonacji). Całą frazę powtarzamy wielokrotnie, spokojnie i powoli. Powinniśmy mieć wrażenie, że przed wypowiadaną głoską "A" jak i po niej nie następuje przepływ powietrza oczywiście za świadomością, że taki przepływ występuje, ponieważ do powstania dźwięku jest on niezbędny. Nie powinniśmy odczuwać/słyszeć nadmiernego przepływu powietrza jak i wybuchowego powstawania dźwięku. Powinno być gładko i miękko.

Powyższe ćwiczenia pomogą znaleźć u siebie sposób atakowania dźwięku. Są relatywnie proste i bardzo pomocne. Nieprawidłowe rozpoczęcie dźwięku często jest nie tylko mało bezpieczne ale również może być przyczyną błędów intonacyjnych, co dla słuchacza ma bardzo duże znaczenie.

Śpiewnie pozdrawiam. :-)

środa, 25 listopada 2015

O rezonansie raz któryś...

Zacznę od cytatu:

"Ludziom wydaje się, że w wytwarzaniu głosu bierze udział całe ciało - co pod względem wielkości stawiałoby ludzki instrument tuż obok kontrabasu. W rzeczywistości w wydobywaniu dźwięku nie uczestniczą ani klatka piersiowa, ani plecy, ani brzuch, pośladki czy nogi. Cały dźwięk bierze się z krtani i tej części dróg oddechowych, która leży ponad nią."  Świat Nauki z lutego 2008 nr 2 (198) Ingo R. Titze "Wielki głos z małej krtani".

Artykuł należy do tych, które każdy, kogo interesuje śpiewanie również od strony fizycznej, znać powinien. Napisany świetnym prostym językiem, bez szaleństw terminologicznych. Kawał dobrej roboty, jak wszystko co wychodzi spod pióra pana doktora Titze. Z artykułu możemy dowiedzieć się jak powstaje głos i jak pięknie natura zaprojektowała nasz aparat głosowy. Powstawanie głosu to proces bardzo złożony, bardzo ciekawy, dość trudny do badania i ciągle nie do końca poznany. Zatem zachęcam do zapoznania się z tym artykułem, aby wzbogacić swą wiedzę "jak to działa".

Dużo treści z tego artykułu zawarłem w jednym z wpisów na blogu, jeśli ktoś nie będzie mógł dotrzeć do artykułu, to można skorzystać z mojego wpisu, aczkolwiek to tylko drobny wycinek. We wspomnianym wpisie zwróciłem uwagę na to, gdzie następuje wzmocnienie dźwięku z wykorzystaniem rezonansu akustycznego.  Dzisiaj napiszę o pewnych różnicach między tym, co w tym aspekcie, wykorzystywane jest w nauczaniu śpiewu a tym, co badacze głosu odkryli i napisali.

Każdy kto uczy się śpiewać czy interesuje się śpiewem styka się z określeniami takimi jak: rezonans piersiowy, rezonans głowy. Sugerują one, że w procesie wzmacniania dźwięku wykorzystywane są rezonatory takie jak klatka piersiowa czy głowa. Może to być mylnie interpretowane.

Z fizycznego punktu widzenia klatka piersiowa nie jest dobrym rezonatorem. Ze względu na swą rolę i budowę, dźwięków nie wzmacnia w stopniu mającym znaczenie dla śpiewu. Wyściełana jest tkanką miękką, która raczej absorbuje dźwięk, płuca mają strukturę gąbczastą, gdy są wypełnione powietrzem, to owo powietrze raczej trudno traktować jako jednolitą masę. ("W.Vennard - Singing: The Mechanism and the Technic") Oczywiście ponieważ nasze ciało składa się z kości, to drgania przenoszą się drogą kostną. Jednak te drgania nie mają znaczącego wpływu na wzmocnienie dźwięku emitowanego. Nie znaczy to, że tych drgań nie można odczuć i się nie odczuwa. Wiele osób odczuwa drgania w tych okolicach przy wydobywaniu niskich dźwięków. Przy tym są pewne odczucia, które wskazują, że śpiewa się prawidłowo. Zatem, nauczyciel mówiąc, że należy zaśpiewać głosem piersiowym ma na myśli niższe dźwięki, przy których odczuwamy drgania poniżej krtani.

Podobnie jest z rezonansem głowowym. Takie określenie ma swoje uzasadnienie ponieważ główny rezonator czyli trakt głosowy (gardło i jama ustna) znajdują się jakby nie było w głowie (i szyi). Natomiast, to nie kości głowy czy przestrzenie w twarzy budują potęgę głosu. Rezonans zachodzi głównie w trakcie głosowym i chociaż drgania pojawiają się w twarzy czy czaszce, co naturalnie odczuwamy, to nie mogą one akustycznie konkurować z rezonansem traktu głosowego. ( J. Sounderberg Vocal Track Resonance In Singning). Zatem, nauczyciel mówiąc, że należy zaśpiewać głosem głowowym ma na myśli wyższe dźwięki, przy których odczuwamy drgania w głowie.

Odczucia w klatce piersiowej czy w głowie mogą być oznakami prawidłowego śpiewania i pomagają dobrze ustawić głos. Warto jednak wiedzieć, co od strony fizycznej dzieje się w naszym organizmie, bo to czasem może być bardzo pomocne w doskonaleniu śpiewania czy po prostu w komunikacji na temat śpiewu.

Śpiewnie pozdrawiam. :-)

sobota, 14 listopada 2015

Się wystraszyłem


Właśnie, wystraszyłem się. A wszystko przez zbytnią pewność siebie i trochę nonszalanckie podejście. No, ale do rzeczy. 

Robimy nagrania materiału na kolejną płytę. Zaczęliśmy od nagrania szkiców, aby popracować nad aranżami i produkcją. Szybko na tzw. setkę czyli na żywo, nagraliśmy zespół, bez wokali. W następnym kroku wzięliśmy się za nagrania głosów. Ponieważ utwory mamy relatywnie ograne, więc nie miałem obaw. Założenie proste - nagrywamy bez poprawek z jedną dodatkową ścieżką, aby wykorzystać do dubli i jakieś nieskomplikowane chórki. Prosto, energetycznie i bez pedanterii. Specjalnie nagrania przez mikrofon dynamiczny, bo oddaje energię i bardziej odporny na wrzaski. Zbytnio nam się nie śpieszyło, ale chcieliśmy jednak szybko zamknąć temat i ruszać z produkcją. Słuchawki na uszy, podkład puszczony i wydzieramy się. Pierwsze utwory poszły zachęcająco. Szybko i sprawnie. W założonym czasie zrobiliśmy główne wokale i chórki. I niestety pojawił się problem. Zapomniałem, że o głos trzeba dbać, szczególnie, gdy się go dość mocno wykorzystuje. 

Nagrania zawsze mnie obciążają, bo nie lubię śpiewać w słuchawkach i zwykle śpiewam za głośno. To ma swoje plusy, bo jest energetycznie, ale niestety szybciej pojawia się zmęczenie i potrzeba odpoczynku. Zwykle dzień, dwa i wszystko jest ok. Wystarczy nie przeginać z obciążeniem, dobrze się nawadniać, wypocząć, wyspać i oszczędzać trochę głos a wszystko szybko wraca do normy. Tak też zawsze robiłem. Nawet jeśli się trochę zdarłem czy zmęczyłem, po krótkiej przerwie wracałem do formy. Nie dopuszczałem też by zmęczenie było na tyle duże, aby powodowało ograniczenia w głosie. Robiło się matowo i może trochę więcej wysiłku kosztowały wyższe dźwięki, ale szybko wracałem do formy. Tym razem było inaczej. Po pierwszych nagraniach, zadowolony z rezultatów, zapomniałem, że po wysiłku trzeba odpocząć. 

Lubię wysiłek fizyczny. Biegam 5-6 razy w tygodniu, nie mniej niż 10 km. Gdy biegam w towarzystwie a zwykle tak robię, to lubię rozmawiać i gadam przez cały bieg, chyba że biegniemy szybciej niż konwersacyjnie. Oczywiście po nagraniach nie odpuszczałem. Zmęczone więzadła głosowe obciążałem jeszcze bardziej biegając. Do tego zdarzało się na nagrania przyjechać rowerem i zaraz po ukończeniu również rowerem wracać. Parę razy zmarzłem niemiłosiernie. Przyzwyczajony jestem do zmęczenia po biegu czy jeździe na rowerze i czasem wychłodzenia. Zbytnio mi to nie szkodziło, ale nie wziąłem pod uwagę, że aparat głosowy to delikatny instrument. 

Tym razem wysiadłem przy nagraniu. Czułem, że nie jestem w formie, ale ambicja robi swoje. Skończyło się tym, że przy wyższych dźwiękach pojawiły się napięcia i zaciski a nawet brak kontroli. Sadziłem koguty jak początkujący wydrzymorda. To mnie dodatkowo zmyliło, bo pomyślałem, że to problemy techniczne. Nie ćwiczyłem ostatnio i pomyślałem, że wypadłem z formy, wiec zacząłem ćwiczyć. W ten sposób jeszcze bardziej się zdarłem, bo oczywiście ćwiczenia mi nie wychodziły. W końcu dotarło do mnie, że to fizjologicznie jest coś nie tak. W nagłym przypływie rozsądku, postanowiłem ograniczyć do maksimum wykorzystanie głosu. Przestałem śpiewać i mało mówiłem. Po tygodniu nadal było źle, bo niestety nie byłem wytrwały w postanowieniach i mimo, że nie śpiewałem, to zdarzało się mówić więcej niż potrzeba a i trochę biegania też było. Po dwóch tygodniach, dość już wystraszony utrzymującym się problemem, poszedłem do laryngologa. Wizyta trochę mnie podbudowała, bo znaczących zmian nie było widać. Lekarz wskazał na potrzebę wypoczynku, nawadniania i oszczędzania głosu. Ponieważ jeszcze nie czułem się ok, więc dostałem skierowanie do foniatry. Udało się szybko umówić wizytę. Przez ten czas oszczędzałem się jeszcze bardziej, wsuwałem witaminy A, C, i E, dużo piłem wody i wypoczywałem czyli nie było wysiłku fizycznego. Foniatra przejrzał aparat głosowy. Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Głęboko odetchnąłem. 

Pierwszy raz tak mocno nadwyrężyłem głos i musiałem mieć dłuższą przerwę. Niecałe trzy tygodnie, to nie jest dużo, ale dla psychiki, to szmat czasu... Najważniejsze, aby wyciągnąć wnioski na przyszłość. A te nas tę chwilę mam takie:

a) Jeśli to tylko możliwe jak najmniej obciążać głos. Muszę sobie jednak poradzić z problemem śpiewania na słuchawkach. Jakoś to zawsze ignorowałem, ale czas zmienić. Trochę pracy trzeba będzie wykonać.

b) Oszczędzać się, po nagraniach. Nie szaleć fizycznie, uważać na pogodę i generalnie dawać sobie czas na odpoczynek. Im człowiek starszy tym więcej potrzeba czasu na regenerację.

c) Pamiętać o pokorze, przestać być aż tak bardzo pewnym swego i podchodzić do śpiewania w mniej nonszalancki sposób, nawet jeśli są to tylko próbki...

Pierwszy raz, mimo wielu lat wydzierania, doprowadziłem się do stanu, gdy straciłem parę dźwięków. Mimo tłumaczenia sobie, że to tylko przemęczenie, to jednak pojawiła się obawa, że może to coś bardziej znaczącego i bardziej trwałego. Wystraszyłem się. Pojawiło się poczucie straty na tyle znaczące, że wygoniło mnie do lekarzy. Kiedyś oczywiście możliwości odejdą, bo z wiekiem wszystko odchodzi, ale lepiej aby to się stało w sposób naturalny a nie wynikający z braku rozsądku. Pozostaje jeszcze bardziej rozważnie postępować z głosem, czego sobie i innym też życzę...

Śpiewnie pozdrawiam. :-)


środa, 11 listopada 2015

Wolne myśli

Upłynęło trochę czasu od ostatniego wpisu, pewnie dlatego, że nigdy nie byłem fanem uzewnętrzniania się na blogu, więc jakoś specjalnie nie pisałem o swoich wewnętrznych przemyśleniach. Raczej takie techniczne dywagacje, o tym co i jak w śpiewie ważne, z mojej rockowej perspektywy. Głównie dla siebie, ale z myślą, że może komuś się to przyda. Nie zawsze jest na takie pisanie czas a i więcej wysiłku trzeba włożyć w napisanie sensownych paru zdań (po czasie oceniam, że nie wszystkie były sensowne, ale przynajmniej się takie wydawały w momencie pisania... :-) ). Ponieważ pisanie zaczęło mi sprawiać jeszcze większa frajdę, więc postanowiłem pisać też o mniej technicznych sprawach, bo łatwiej i szybciej. Dzisiaj jakoś specjalnie wiele nie będzie, ale podzielę się pewną obserwacją. 

Lubię czytać różne fora czy grupy dyskusyjne, gdzie ludzie próbują dyskutować o śpiewaniu. Bywa, że owe dyskusje kończą się wielostronicową wymianą niewybrednych epitetów. Pojawia się postawa oceniająca a znika, takie bardzo dziecięce i bardzo ważne podejście, jakim jest postawa poznawcza. Poznawać znaczy zadawać pytania. Poznawać znaczy mieć świadomość niewiedzy. To niezwykle trudne, bo ludzie nie lubią przyznawać się do niewiedzy. Bywa, że miast pytać, co kieruje kimś w takim a nie innym działaniu, poznać intencje, pojawia się ocena. W ten sposób oczywiście łatwo wpaść w mini wojnę... Oceniany zaczyna się bronić i to co było sednem wątku, znika w zakamarkach erystyki.  A wiadomo, że wygra ten, który w erystyce bieglejszy a nie ten, kto prawdzie bliższy. Brakuje mi takich prostych pytań jak dlaczego? co jest powodem? z czego to wynika etc. Brakuje próby poznania. Bywa, że taką postawę obserwuję u relatywnie młodych ludzi. Zastanawiam się dlaczego tak się dziej? Oczywiście nie mi oceniać i znaleźć przyczynę, bo ani wiedzy ani rozumu wystarczająco dużo. Przy tym sądzę, że nie ma prostej odpowiedzi na to pytanie. Zapewne, gdyby próbować odpowiedzieć, to lista powodów byłaby duża a moja pewnie za mała, by wyjaśnić... Zatem nawet nie próbuję pisać. Tak to widzę, więc obserwacją się dzielę. Może kiedyś to ulegnie zmianie. A ponieważ zmiany powinno się zaczynać od siebie, to pilnuję się bym poznawał a nie oceniał. Trudne, ale przynosi korzyści. Z każdym dniem zaczyna mi być bliższe "wiem, że nic nie wiem".... Idąc dalej, staram się również swoim dzieciom przypominać, aby nie zapominały zadawać pytania, nawet jak mają mnie dręczyć tym ciągłym dlaczego, dlaczego, dlaczego...Więcej się nauczą i większą radość z życia być może będą miały. 

I tak napisałem o obserwacji, która ma w sobie znamiona oceny, ;-) ponieważ różnicuję postawę oceniającą i poznawczą. Czyli de facto, sam po trochu przyjmuję postawę oceniającą... "I cały misterny plan też w..." jak mawiał klasyk. No może nie do końca tak jest. Różnicując, chciałem napisać, że wydaje mi się ona częstsza. To moja obserwacja i oczywiście mogę się mylić. Tak czy inaczej obie są ważne, bo jedna pozwala nam poznawać a druga wyrazić nasze zdanie. Tylko tak czasem bywa, że odczuwam znaczący brak tej poznawczej a częściej słyszę wyrażenie zdania. Tyle.

Śpiewnie pozdrawiam. :-)